54
Na takim spektaklu operowym nie byłam od lat! Ale opowiadać
nie będę, bo to nie jest ilustrowany przewodnik po słynnych operach świata, acz
jedynie skromna opowiastka o moich przygodach. Kto ciekaw, odsyłam do
Internetu, ewentualnie zapraszam do Wiednia (wiem, że to kryptoreklama, ale
chyba mi wybaczą…). Maciej jakoś dziwnie się nie odzywał, więc pomyślałam, że
tym razem ja muszę uczynić pierwszy krok:
- Ja nie wiem, kolego sympatyczny, skąd u Ciebie taka
przenikliwość, ale trafiłeś w sedno! „Upiór w Operze” to mój ulubiony spektakl.
W ogóle to w operze nie byłam od szalenie dawna, jakaś prehistoria w ogóle… A
Tobie się podobało, bo jakoś dziwnie milczysz?
- Mnie… Tak, oczywiście. Wiesz co, zamyśliłem się trochę,
przepraszam. Mówisz więc, że udało mi
się trafić w twój gust, nieprawdaż? Nie miałem pojęcia o tym, że tak Ci się to
może spodobać. Po prostu akurat to grali, a że ja osobiście lubię odwiedzać
tutejszą operę, to… sama rozumiesz.
- Dzisiejszy spektakl był moim pierwszym tutaj. Dotychczas,
jako małe dziecko, kilkakrotnie zwiedzałam budynek, ale jak do tej pory nie
udało mi się „załapać” na żadne konkretne wydarzenie. – i tu nastąpiła dziura
wywołana faktem, iż mój brzuch zaczął się intensywnie dopominać należnej mu
porcji składników pokarmowych. Zaczęłam więc burzliwie pracować nad subtelnym
wyrażeniem zainteresowania naszymi dalszymi planami przy jednoczesnym
założeniu, że przemycę tutaj szeroko pojętą treść pokarmową w sposób, który
pozostanie odebrany jako delikatną ochotę na wspólną pogawędkę przy kolacji, o lekko obojętnym zabarwieniu.
Uff, ciężka sprawa generalnie. Ale nic to, należy przystąpić do dzieła…
- A czy teraz już odwieziesz mnie do domu, czy planujesz
jakieś inne atrakcje?
- Owszem planuję jeszcze kilka atrakcji. Najpierw jedziemy na
plac Szczepana. Będziemy jeść…
- Ojojoj! – krzyknęłam sobie w duchu z radości i
niewypowiedzianego szczęścia i starałam się nie dać po sobie poznać, jak dalece
jestem kontenta z takiego obrotu sprawy. – Dobrze, chodźmy więc. Szczerze
powiedziawszy, nie jadłam nic od śniadania,
nie licząc oczywiście tego kawałeczka strudla. Liczę, że miejsce, które
oferujesz, pozwoli mi delektować się wspaniałym smakiem w doskonałym towarzystwie.
- Zapewniam Cię, że tak właśnie będzie. Nie ma więc po co
dłużej zwlekać. Wsiadaj, jedziemy.
No i takim
sposobem pojechaliśmy. On miał jakąś tam kartę parkingową czy coś takiego, bo
wjechał w pewną ciasną uliczkę bardzo blisko katedry, po czym oboje udaliśmy
się pieszo w kierunku placu. Wieczór był piękny. Gwiazdy radośnie migotały na
nieboskłonie, a wielki księżyc rozświetlał mrok. Gdyby Maciek nie trzymał mnie
mocno za rękę, z pewnością spadłabym z krawężnika lub też wlazła w jakiś znak
czy latarnię. Czasem więc jednak dobrze mieć przy sobie jakiegoś faceta…
Zasiedliśmy
wygodnie przy wcześniej zarezerwowanym stoliku w „WindelBuhel und Kllaps
Ristorante”. Kelner przyniósł nam karty, a ja dostałam, że tak się wyrażę,
oczopląsu oraz ogólnej głupawki, gdyż byłam na tyle głodna, że nie bardzo
wiedziałam, co wybrać. Tyle
smakowitości…
Rezultat
mojego niezdecydowania był oczywiście przewidywalny i jednoznaczny: Maciek
zamówił za mnie. Wybrał mi wiedeńskiego sznycla i w sumie nawet nie pytał za
wiele. Podczas jedzenia, jak głosi znana i ważna zasada, nie rozmawialiśmy.
Języki rozwiązały nam się dopiero przy kawie i torcie Sachera:
- Myślę, że zdecydowanie nie spodziewałam się spędzenia tak
miłego wieczoru w tak wspaniałym mieście w tak wspaniałym towarzystwie –
uśmiechnęłam się do niego, walcząc z bitą śmietaną.
- Nie pochlebiaj mi. Ja także dawno nigdzie nie
wychodziłem, zwłaszcza z kobietą.
Cieszę się, że mimo mojego drobnego podstępu nie masz mi za złe i zgodziłaś się
ze mną wyjść.
- Nie przesadzaj! Nic się nie stało, a ja nareszcie zyskałam
okazję na to, by zobaczyć interesujący spektakl w wiedeńskiej operze. To było
naprawdę niezapomniane przeżycie. Wnukom kiedyś będę opowiadać o tym… - chociaż
patrząc realnie to raczej bardzo mało prawdopodobne. Znając moją córkę, mogę
się nawet zięcia nie doczekać nigdy. Oczywiście, zanim wygłosiłam tę
najprawdziwszą prawdę, ugryzłam się wydatnie w język, który zabolał
przeraźliwie.
Nie bardzo
wiedziałam, jak pokierować dalszą rozmową, wobec czego postanowiłam pochłonąć
przynajmniej połowę porcji torciku. Szczerze się zastanawiałam, co takiego
skłoniło Macieja do spotkania ze mną. Dlaczego zadał sobie tyle trudu, żeby
zlokalizować mnie w tym ogromnym mieście? Przecież nie spotkał się ze mną tylko
po to, żeby mnie zabrać do opery, tak po prostu! A może jednak? Chociaż, z
drugiej strony przynajmniej miło spędziłam wieczór, a nic złego się nie stało.
I raczej się nie stanie, bo nie przewiduję takiej ewentualności. Po prostu
posiedzimy sobie do późna w knajpce, potem on odwiezie mnie do domu, potem ja
wezmę prysznic i położę się, bo w gruncie rzeczy padam na wszystko, na co można
paść po dzisiejszym dniu. Może do wyda się wam głupie co najmniej, ale czuję
się jak na najnormalniejszej w świecie randce! Nie byłam na takowej wieki,
najstarsi górale tego zapewne nie pamiętają.
Maciek
patrzył na mnie uważnie swymi przenikliwymi oczyma. Można w nich było doskonale
dojrzeć głębię jego osoby, zobaczyć wrażliwość, czar i delikatność. Ja nie
bardzo wiedziałam, jak się zachować, żeby przypadkiem nie wyglądało to tak,
jakbym unikała jego spojrzenia. Z drugiej jednak strony miałam wielką ochotę
spoglądać w jego oczy, przypatrywać mu się dokładnie i z uwagą. Nie chciałam
jednak tego zrobić, bo mimo że Maciek cholernie mi się podobał prawdopodobnie
nie byłam zupełnie rozochocona ani tym bardziej gotowa na zawarcie
jakiegokolwiek, mniej lub bardziej formalnego, związku z przedstawicielem płci
przeciwnej. Postanowiłam więc koniecznie powrócić do zarzuconej przed paroma chwilami
konwersacji.
- I jak podoba ci się moje towarzystwo, skoro już zdajesz
sobie sprawę, że jestem fanką opery, obżartuchem do potęgo n-tej i straszliwie
zmęczoną kobietą pracującą? - rzuciłam siląc się ustylizowanie tej frazy tak,
by zabrzmiała na rzuconą od niechcenia.
-
No,
w zasadzie poza tymi mankamentami, które nieopatrznie i zupełnie niepotrzebnie
mi tutaj wyliczyłaś, wszystko chyba jest w jak najlepszym porządku. Wiesz, w
sumie też dzisiaj pracowałem, więc też chętnie położyłbym się spać. To co, dopijemy
kawę odwiozę Cię
do domu, pasuje?
-
Oczywiście,
bo naprawdę padam z nóg. Było świetnie, ale chciałabym wziąć gorący prysznic i
położyć się.
-
No,
to ruszajmy. Po drodze jeszcze porozmawiamy.
- Dobrze,
tylko dopiję to wyśmienite caffé lungo, bo naprawdę byłoby zbrodnią i najwyższej klasy
przestępstwem pozostawić choćby maleńki łyk – odrzekłam z ulgą, choć mam
nadzieję, że mój głos tej ulgi nie zdradził.
Po chwili
znaleźliśmy się już na placu przed restauracją. Wieczór był wręcz
nieprzyzwoicie ciepły. Myślę, że najskuteczniejszą formą ochłodzenia byłaby
kąpiel nago w lekko ogrzanym basenie, gdzieś w ogrodzie. Tak sobie pomyślałam o
Eichgraben w tym momencie. Może wybiorę się tam z ciotką w następny weekend. W
końcu mogę wziąć jedną wolną sobotę. Maciej usadowił mnie wygodnie w fotelu
swego auta, ja zapięłam pas i prawie
zasnęłam w czasie jazdy, kiedy pomyślałam, że zabawnie byłoby podzielić się
ostatnim przemyśleniem z moim towarzyszem podróży.
-
Wiesz,
kiedy wyszliśmy z ristorante, wtedy owiało mnie takie niesamowite ciepło tego
letniego wiatru, że natychmiast zapragnęłam kąpieli w ogrodowym basenie, z dala
od ludzi, w spokoju i pełnym relaksie...
- Jeśli
masz ochotę, możemy pojechać do mnie. Wynajmuję spory dom na przedmieściach.
Mam tam basen i saunę. Jeżeli chcesz, możesz skorzystać, a ja zrobię jakiś
dobry koktajl chłodzący. Co ty na to?
- A
czy nie uważasz, że jest już za późno na tego typu wizyty? - zapytałam
oględnie, bez większego przekonania.
- Oj,
Luśka, przecież po pierwsze jesteśmy dorośli, a po drugie nie proponuję ci nic
niemolarnego, tylko zwykłe orzeźwienie w moich basenie.
Musiałam się zastanowić. W zasadniczej kwestii człowiek miał
rację. To nic złego wpaść do znajomego na basen. Nurtowała mnie jednak całkiem
inna sprawa. Chodziło mianowicie o to, czy to faktycznie jest tylko znajomy, bo
tego nie byłam jakoś najzupełniej pewna. Czasu do namysłu było niewiele, więc
potrzebna była szybka decyzja i szybka odpowiedź. Co jak co, ale znana z
ryzykanckiego podejścia do życia Luśka nie mogłaby sobie darować, gdyby nie
zaryzykowała. No nic, raz kozie śmierć. Zgoda.
-
Wiesz,
w sumie to masz rację, a ja staram się nie wpierać nikomu jak Żydowi chorobę,
że nie ma racji, jeśli ją ma. Ale stawiam warunek: odwieziesz mnie potem w
całości do domu.
- No
oczywiście, że cię odwiozę, albo ewentualnie wyślę taksówką, gdybyśmy się
czegoś napili.
-
A
więc zgoda. Jedźmy, bo zaczynam się ekscytować wizją basenu!
Pojechaliśmy więc, przecinając kilka skrzyżowań, w kierunku
południowym, kierując się czymś w rodzaju drogi szybkiego ruchu. W tygodniu o
tej porze ilość samochodów w tamtym rejonie była raczej niewielka, toteż Maciek
bardzo sprawnie w ciągu niecałego kwadransa dotarł na swój podjazd. Wysiedliśmy
i Maciek skierował mnie do wnętrza swojego domu. W dużym, przestronnym hallu
nie było zbytecznych ozdób i bibelotów. Cały dom wydawał się być urządzony w
stylu chłodnej elegancji, ale niekoniecznie najbardziej współcześnie
nowoczesnej. Salon wyposażony został w kontrastujące z sobą białe siedziska i
czarno-grafitowe, drobne i nie przesadzone meble. Jedynymi naprawdę dużymi
sprzętami w tym pokoju były: wielki, sześcioosobowy narożnik, pokryty białą,
połyskliwą skórą, duża, narożna biblioteczka, zastawiona zupełnie książkami
oraz wielka plazma, zajmująca co najmniej połowę ściany wolnej od okien. W
oknach nie występowały żadne firany ani inne podejrzane zasłony. Wszystko było
takie nowe i świeże, a przez to szalenie atrakcyjne. Bez zbędnych udziwnień.
Maciej
poszedł na górę, jak powiedział, „zorganizować ręczniki i coś do tego”, a ja
poszłam rozkoszować się kuchnią. Kuchnia wyglądała o wiele bardziej przebojowo
niż pokój. Wszystko było bezkresnie płaskie i lśniące, co sprawiało wrażenie,
jakby człowiek oglądał taflę oceanu w bezwietrzny wieczór zamiast blatu
kryjącego pod sobą kuchenne naczynia. Nie bez przyjemności przesuwałam otwartą
dłonią po powierzchni wyobrażając sobie siebie przygotowującą wielkie, rodzinne
przyjęcie w takiej właśnie kuchni. Ogromna zmywarka, podwójna lodówka z
kostkarką do lodu na przodzie, oddzielny piekarnik na wysokości ramion,
sensoryczna płyta na centralnym blacie, zaraz obok trzykomorowego zlewozmywaka,
w którym jedna z komór przystosowana była specjalnie do obmywania i osuszania warzyw oraz owoców, a
dwie pozostałe, wyposażone w młynki do resztek lśniły czystością i uderzały po
nosie zapachem morskiej bryzy (a to zapewne zasługa jakiegoś nieziemsko
cudownego środka do czyszczenia)... Miałam autentyczną ochotę się rozmarzyć,
ale uchronił mnie od tego widok z okna, jaki pojawił się, gdy na zewnątrz
zapaliły się ogrodowe lampy.
Za oknem, u
stóp tarasu, na który prowadziły z aneksu jadalnego, wyposażonego w wielki,
dębowy, zapewne rozkładany, stół, duże drzwi tarasowe, pokazał się basen, a
wokół niego rozłożone leżaki, stolik z ogrodowym parasolem rozciągniętym na
łukowatym wysięgniku oraz równo przystrzyżona, wręcz nienaturalnie zielona
murawa. Nie mogłam się opanować, i chociaż stojąc w kuchni nabrałam
natychmiastowej ochoty na spotkanie z jakimś napojem orzeźwiającym, to jednak
chęć zanurzenia się w basenie była zdecydowanie silniejsza. Odłożyłam torebkę
na krzesło w jadalni, zdjęłam szpilki i rajstopy. Nawet przez
moment nie zastanawiałam się, czy ktokolwiek nie obserwuje, czy Maciej mnie
obserwuje, w ogóle myślałam tylko o tym, żeby zdjąć z siebie wszystkie zbędne
dodatki stylizujące i znaleźć się jak najprędzej tam, w chłodnej toni.
Rozpięłam wobec tego bluzkę, która bezładnie umieściłam (a przynajmniej
chciałam umieścić) na sąsiednim krześle. Potem zabrałam się za suwak spódnicy,
która w momencie opadła ze mnie jak kąpielowy ręcznik, co nieomal nie
spowodowało trwałego uszczerbku na moim zdrowiu, bo posadzka była niestety
szalenie śliska. Wyciągnęłam rękę i rozsunęłam drzwi prowadzące na kamienny
taras. Tam zatrzymałam się, by ocenić, czy zdążę wskoczyć z gołym tyłkiem do
wody zanim ktokolwiek się zorientuję. Po pomyślnym rozpatrzeniu tej sprawy
błyskawicznie (chyba najbardziej błyskawicznie jak dotąd) pozbyłam się biustonosza
i fig, wzięłam rozpęd i dałam nura do basenu. W sekundzie poczułam wszystkie
najprzyjemniejsze uczucia, jakie znałam osobiście i jakich w życiu zdarzało mi
się doświadczać, ale jeszcze nigdy jednocześnie. Chwilę popływałam, ale ostatki
sił, jakie wygospodarowałam na ten wieczór najwyraźniej się wyczerpały.
Położyłam się wobec tego na plecach, zamknęłam oczy i zaczęłam sobie rozmyślać
nad swoim położeniem. Byłam sama, bez mężczyzny, w swoim wieku, wobec czego
należy jednak uważać i mieć się na baczności. Pracę na razie mam i nie narzekam
na zawodową stronę życia. Córka jakoś sobie radzi, a przynajmniej tak mi się
wydaje, bo skoro Mama jeszcze nie wydzwania do mnie z twarzą co rano, to
znaczy, że jest co najmniej nieźle. Teraz leżę u znajomego w basenie i chyba
zaczynam się z nim coraz bardziej zaprzyjaźniać...
Prawie
zasnęłam, lecz jak wiadomo, prawie robi całkiem sporą różnicę, wobec czego
jednak nie zasnęłam. Moja sytuacja nagle dość zasadniczo się zmieniła.
Usłyszałam delikatne pluśnięcie wody, ale stwierdziłam, że jestem zdecydowanie
zbyt zmęczona, żeby otwierać oczy. Może był to błąd, a może nie, oceńcie sami.
Ja z perspektywy czasu uważam, że pozostawienie zamkniętych powiek było w owej
chwili najbardziej rozsądną decyzją, jaką zdarzyło mi się w życiu podjąć. Po
chwili poczułam dotyk męskiej dłoni na brzuchu, a potem nie tylko na brzuchu,
ale także na piersiach i w ogóle... Wtedy już otworzyłam oczy, i oczywiście
ujrzałam Maćka. Patrzył na mnie rozanielony, jego tors jaśniał w świetle
podwodnej lampy.
- Jesteś
taka piękna. Wiesz, tak dawno nie byłem z kobietą... Chyba coś do Ciebie czuję.
Jak myślisz, czy to może być już miłość?
-
Nie
wiem, ale możemy się przekonać, bo całkiem możliwe, że czuję się teraz podobnie
do Ciebie.
-
Och,
Lu... - powiedział, po czym mnie pocałował.
Ten pocałunek rozwiązał wszystkie moje problemy. Problemy w
tej sprawie oczywiście. Spowodował to, że zrozumiałam, że jednak się w nim
zakochałam, i wygląda na to, że od pierwszego wejrzenia. Tak, jak on we mnie
zresztą. Kiedy zaczęliśmy się kochać w tym basenie, poczułam się znowu kobietą.
Kobietą kochaną, akceptowaną, docenianą. Poczułam się bezpiecznie. Pozwalałam
mu na wszystkie pieszczoty. Potem zaniósł mnie do sypialni, i tam znowu uprawialiśmy seks. Tak, chyba
teraz mogę powiedzieć, że długo na to czekałam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz