sobota, 16 listopada 2013

Diabeł nad moją głową. Odcinek 50

50



Odwiesiłam słuchawkę, po czym na migi przekazałam miłemu Arabowi, że mam zamiar jeszcze dzwonić. Musiałam najpierw nieco ochłonąć, bo kontakty telefoniczne z moją rodziną zawsze kończą się atakiem jakiegoś zdenerwowania. Mnie się zawsze wydaje, że moja matka widzi mnie przez ten telefon. Z tym też bezwzględnie należy zrobić porządek. Kiedyś pójdę sobie do lekarza, a co!
 Tymczasem jednak należy wystukać jego numer, bo moje wątpliwości i ciekawość nie może już dłużej czekać. Oczywiście, ja rozumiem, że można być zajętym i nie odbierać telefonu, ale żebym ja do człowieka musiała pikać sześć razy i zostać odebrana dopiero za siódmym razem? Nie, no to już zakrawa o skandal międzynarodowy. Postanowiłam jednak, że może nie jest to odpowiednie miejsce na wykonanie spektaklu telefonicznego, dlatego raczej zostawię sobie tę niewątpliwą przyjemność objechania kolego Macieja przy jakiejś innej okazji. Poza tym jak mogłabym na niego nawrzeszczeć, skoro od razu na wstępie mnie zaczął przepraszać?...
- Przepraszam cię najmocniej! Strasznie nie lubię odbierać nieznajomych telefonu, chyba że o jakimś wiem. Cieszę się że zadzwoniłaś. Opowiadaj, co tam się dzieje?
- Wiesz, w zasadzie radzimy sobie. Nic takiego się nie wydarza, co mogłoby cię jakoś niezwykle zainteresować. Jak na razie pracuję w stanie średniego opamiętania, bo ta kampania, w którą mnie wkopałeś, od samego początku jest na zeszły tydzień...
- To zapewne dlatego, żeby nie było żadnych ewentualnych opóźnień. Często tak robią, nigdy się z tym nie spotkałaś?
- Wiesz co, nie. Ale może dlatego, że nigdy nie zdarzyły mi się żadne głębsze związki z reklamą, bo do tej pory tylko gazetki, a przez ostatnie lata te durnowate listy...
- Ej, nie przesadzaj. Chyba nie było aż tak źle? Zresztą, zawsze kiedyś przychodzi czas na zmiany. Nawet nie podejrzewam, że sobie w jakiejkolwiek sprawie nie radzisz, mam rację?
- Nie, no bezapelacyjnie. Ze wszystkim daję sobie radę, bo na chwilę obecną mam na głowie tylko kilka prezentacji zarysowych , no i kilka ton teczek z materiałami do kampanii. A właśnie, zmieniamy temat. Zaintrygowała mnie Twoja wiadomość. Co Ci strzeliło do głowy pisać do mnie w środku nocy?
- Tak jakoś wyszło... Po prostu chciałbym zjeść z Tobą kolację, bo wtedy będziemy sobie mogli do woli porozmawiać. Nie chcę cię jakoś szczególnie naciągać na telefon, choć zauważyłem, że dzwonisz z centrum taniej telefonii – tłumaczyłby się pewnie dalej, ale postanowiłam, że należy się powoli wynosić do domu.
- W takim razie zgadzam się w ciemno. Ale ostrzegam, że w przypadku próby gwałtu nie zawaham się użyć wszystkiego, co znajdzie się w zasięgu mojej ręki – zaśmiałam się dość sztucznie, ale chyba tego nie zauważył. 
- Ojej... A ja już miałem nadzieję. No cóż, trudno się mówi. Może kiedyś uda nam się zrobić to    i owo polubownie – odpowiedział płomiennym uśmiechem. Uznałam, że nie skomentuję              i postaram się uważać to za dobry, skąd inąd nie w moim guście zupełnie, żarcik. No, to się teraz pożegnamy...
- Dobra, więc ja kończę. Niecierpliwie oczekuję naszej wspólnej kolacji. Jeszcze się wcześniej usłyszymy, mam nadzieję.
- Oczywiście. Zadzwonię do ciebie, jak już będę w Wiedniu, i wtedy się umówimy. Pozdrawiam ciebie, twoją ciotkę i...Manię, tak?
- Zgadza się. Dziękuję w imieniu ich, no i przede wszystkim w swoim. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
            Takim sposobem zakończyłam wszystko pomyślnie, uregulowałam należność w wysokości 3 euro, a potem wyszłam. Nie chciało mi się bawić w przesiadki, więc wsiadłam w autobus. Co z tego, że się będę tłukła prawie godzinę? Przynajmniej wszystko sobie spokojnie przemyślę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz