środa, 2 października 2013

"Diabeł nad moją głową" Odcinek 33

33



„Proszę wstać, Sąd idzie.” „W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej oświadczam, iż na wniosek wysunięty z powództwa Marii Luizy Kowalskiej, z domu Strzyczkowskiej, przeciwko Euzebiuszowi Kowalskiemu, został rozpatrzony pozytywnie. W wyniku przeprowadzonego postępowania, opartego na przesłuchaniu racji obu stron oznajmiam, że związek państwa Kowalskich został prawnie rozwiązany. Orzeka się, że Maria Luiza Kowalska, z domu Strzyczkowska, pozostaje w stanie rozwiedzionym. W sprawie małoletniej córki państwa, Manueli Kowalskiej, orzeka się, iż opieka nad córką zostaje przekazana całkowicie w ręce matki, Marii Luizy Kowalskiej, natomiast Euzebiuszowi Kowalskiemu Sąd przyznaje prawo, z racji stałego pobytu w Szwajcarii, dowolnych kontaktów z córką, z zastrzeżeniem jednak, iż kontakty te nie mogą odbywać się częściej niż co dwa tygodnie. Terminy ustalać będą państwo między sobą. Sąd ustala na rzecz powódki alimenty, wypłacane przez pozwanego, Euzebiusza Kowalskiego, do dnia 20 każdego miesiąca, w wysokości dwóch tysięcy złotych na rzecz powódki, oraz w wysokości trzech tysięcy złotych na rzecz małoletniej córki, Manueli Kowalskiej, pod dyspozycję matki.
            Na koniec odniosę się jeszcze do dodatkowego wniosku powódki. W sprawie wniosku o przełożenie nazwiska rodowego powódki w miejsce nazwiska obowiązującego po mężu, Euzebiuszu Kowalskim, Maria Luiza Kowalska dostaje bezapelacyjne prawo do zrzeczenia się tegoż nazwiska na rzecz swojego nazwiska rodowego. Małoletnia córka państwa, Manuela Kowalska, pozostaje jako Kowalska do czasu zawarcia związku małżeńskiego. Niniejszym oświadczam rozwód państwa. Koniec przemowy.
            Poza kolejnością pragnę życzyć państwu wszelkiego szczęścia i pomyślności na nowych, osobnych już, drogach życia. Do widzenia państwu.”
            Mniej więcej, ale raczej mniej, tak brzmiała wypowiedź sędziny, która nas niezwykle szybko rozwiodła, bo jeszcze tego samego dnia. I już naprawdę nieważne lamnie było, że spędziłam w Sądzie prawie cały dzień. Ważne było tylko to, że byłam już wolna, że nareszcie uniezależniłam się od tego cholernego gnoma. Normalnie cudowne uczucie. Nigdy wcześniej nie czułam takiej radości, jak teraz. Niby pewnie powinnam być jakaś wkurzona, zasmucona nieprzeciętnie czy coś w tym rodzaju, ale wcale nie byłam. Mało tego – nie miałam zamiaru być! Byłam cholernie szczęśliwa! I miałam wielką ochotę to oblać. Dzwonię więc do Agaty:
- Halo!
- Halo, skarbuniu? Cześć, słoneczko ty moje! Jak się masz! Co tam w domciu?!
- Luśka, co ci jest? Rozwodu Ci nie dali?
- Haaaa, wręcz przeciwnie! Dali i jestem już wolna! Rozumiesz?! Słyszysz?! WOLNAAAA!!! Nareszcie palant poszedł się bujać! Nawet nie wiesz, jak się cieszę!
- Tak, wiem doskonale... Przecież drzesz mi się właśnie o tym do słuchawki. Ale gratuluję i też się cieszę. Ale właściwie dlaczego pytasz, co w domu?
- No przecież koniecznie musimy to oblać! Zaraz wpadam po Ciebie i jedziemy do dobrej knajpy!
- Taak... Dobra, w zasadzie obiad zrobiłam. No to ja czekam, w takim układzie.
- To na razie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz