33
„Proszę wstać, Sąd idzie.” „W imieniu Rzeczypospolitej
Polskiej oświadczam, iż na wniosek wysunięty z powództwa Marii Luizy
Kowalskiej, z domu Strzyczkowskiej, przeciwko Euzebiuszowi Kowalskiemu, został
rozpatrzony pozytywnie. W wyniku przeprowadzonego postępowania, opartego na
przesłuchaniu racji obu stron oznajmiam, że związek państwa
Kowalskich został prawnie rozwiązany. Orzeka się, że Maria Luiza Kowalska, z
domu Strzyczkowska, pozostaje w stanie rozwiedzionym. W sprawie małoletniej
córki państwa, Manueli Kowalskiej, orzeka się, iż opieka nad córką zostaje
przekazana całkowicie w ręce matki, Marii Luizy Kowalskiej, natomiast
Euzebiuszowi Kowalskiemu Sąd przyznaje prawo, z racji stałego pobytu w
Szwajcarii, dowolnych kontaktów z córką, z zastrzeżeniem jednak, iż kontakty te
nie mogą odbywać się częściej niż co dwa tygodnie. Terminy ustalać będą państwo
między sobą. Sąd ustala na rzecz powódki alimenty, wypłacane przez pozwanego,
Euzebiusza Kowalskiego, do dnia 20 każdego miesiąca, w wysokości dwóch tysięcy
złotych na rzecz powódki, oraz w wysokości trzech tysięcy złotych na rzecz
małoletniej córki, Manueli Kowalskiej, pod dyspozycję matki.
Na koniec
odniosę się jeszcze do dodatkowego wniosku powódki. W sprawie wniosku o
przełożenie nazwiska rodowego powódki w miejsce nazwiska obowiązującego po
mężu, Euzebiuszu Kowalskim, Maria Luiza Kowalska dostaje bezapelacyjne prawo do
zrzeczenia się tegoż nazwiska na rzecz swojego nazwiska rodowego. Małoletnia
córka państwa, Manuela Kowalska, pozostaje jako Kowalska do czasu zawarcia
związku małżeńskiego. Niniejszym oświadczam rozwód państwa. Koniec przemowy.
Poza
kolejnością pragnę życzyć państwu wszelkiego szczęścia i pomyślności na nowych,
osobnych już, drogach życia. Do widzenia państwu.”
Mniej
więcej, ale raczej mniej, tak brzmiała wypowiedź sędziny, która nas niezwykle
szybko rozwiodła, bo jeszcze tego samego dnia. I już naprawdę nieważne lamnie
było, że spędziłam w Sądzie prawie cały dzień. Ważne było tylko to, że byłam już
wolna, że nareszcie uniezależniłam się od tego cholernego gnoma. Normalnie
cudowne uczucie. Nigdy wcześniej nie czułam takiej radości, jak teraz. Niby
pewnie powinnam być jakaś wkurzona, zasmucona nieprzeciętnie czy coś w tym
rodzaju, ale wcale nie byłam. Mało tego – nie miałam zamiaru być! Byłam
cholernie szczęśliwa! I miałam wielką ochotę to oblać. Dzwonię więc do Agaty:
- Halo!
- Halo, skarbuniu? Cześć, słoneczko ty moje! Jak się masz! Co
tam w domciu?!
- Luśka, co ci jest? Rozwodu Ci nie dali?
- Haaaa, wręcz przeciwnie! Dali i jestem już wolna!
Rozumiesz?! Słyszysz?! WOLNAAAA!!! Nareszcie palant poszedł się bujać! Nawet
nie wiesz, jak się cieszę!
- Tak, wiem doskonale... Przecież drzesz mi się właśnie o tym
do słuchawki. Ale gratuluję i też się
cieszę. Ale właściwie dlaczego pytasz, co w domu?
- No przecież koniecznie musimy to oblać! Zaraz wpadam po
Ciebie i jedziemy do dobrej knajpy!
- Taak... Dobra, w zasadzie obiad zrobiłam. No to ja czekam,
w takim układzie.
- To na razie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz