42
Rano obdzwoniłam jeszcze raz wszystkich i zaprosiłam na
niedzielny obiad. Niech chociaż raz będzie fajnie. Na koniec zostawiłam sobie
Agatkę, bo wyliczyłam sobie dłuższą rozmowę:
- Witaj, kochanie
moje! Co słychać? Jak tam Maruś?
- Cześć, Luśka! Dawno
się nie widziałyśmy, co?
- Normalnie nie
uwierzysz, jak ci powiem, co się wczoraj stało.
- Niemożliwe! Gadaj
szybko, bo urodzę...
- Czekaj, czekaj. Jak
to urodzisz? To już pewne?!
- Kurczę...wysypałam
się... No, ale dobra, już ci powiem, jak zaczęłam. Tak, naprawdę jestem w
ciąży. W połowie kwietnia będę mamusią! To wypada jakoś tydzień po świętach
wielkanocnych. Nieźle, co nie?
- Matko, Agatka!
Jeszcze raz ci gratuluję! Ale fajnie. A teraz już usiądź, bo jak ci coś powiem,
to faktycznie urodzisz.
- Dobra... O, siedzę
wygodnie w fotelu. Możesz mówić, bo cię uduszę telefonicznie. Gadaj szybko!
- Właśnie dostałam
pracę.
- Żartujesz! Gdzie?!
- No i właśnie tu jest
moment na spadanie. W przyszły piątek wyjeżdżam do Wiednia, gdzie będę robić
kampanię reklamową Ikea dla Austrii. I co ty na to?
- O matko kochana! Czy
ta propozycja znalazła cię w tramwaju, czy tu ją, w co nie wierzę, w Wyborczej?
- Guzik. Wiesz, kto mi
to naraił?
- Nie mam
najmniejszego pojęcia.
- Otóż Maciej
Kukulski. Dobre, nie? Właściwie nie wiem, dlaczego akurat mnie, ale i tak się
cholernie cieszę.
- No... Pani Luiza
Strzyczkowska wybija się z Krakowa. Jakoś się bez pani obejdziemy...
- Nawet mnie nie denerwuj!
Nie wiem, czy sobie w ogóle poradzę! Jestem zwyczajnie przerażona. Ale nic, nie
będę cię zanudzać przez telefon. Chciałam was oboje serdecznie zaprosić na
niedzielny obiad. To będzie taki pożegnalny spęd najbliższych. Także zapraszam
około czwartej. Jakby coś – będę jeszcze dzwonić.
- Czyli mam zostawić
Mareczka w domku, tak?
- Oj, nie staraj się
łapać mnie za słówka. To jak? Będziecie? WSZYSCY!?
- No jasne! Jakżebym
śmiała nie przyjść pożegnać się z najlepszą psiapsiółą pod krakowskim smogiem!?
- Ciesze się. Dobra,
idę już, bo trzeba zrobić dziecku śniadanko.
- No to cię nie
zatrzymuję. Gdybyś czegoś potrzebowała, natychmiast dzwoń. Jestem do twojej
dyspozycji. W takim razie do zobaczenia w niedzielę.
- No, na razie.
Czekam.
- Pa.
Nawet się
nie zmęczyłam. Ogólnie rozmowy telefoniczne z Agatą bywają męczące, ale
dzisiejsza do takich nie należała. O dziwo także ręka nie wykazała oznak bólu.
Usmażyłam zbiorową jajecznicę z pomidorami, nakroiłam sporo pieczywa,
naparzyłam dobrej kawy (mojemu dziecku też się należy jakieś święto w wakacje,
zwłaszcza gdy matka ma coś do obświętowania), po czym razem z Manią usiadłyśmy
na tarasie. O czymś tam nawet żeśmy rozmawiały, ale specjalnie nie pamiętam, o
czym dokładnie. W każdym razie po tym śniadaniu skończyły się moje obowiązki na
wtorek. Wieczorem powiesiłam jeszcze ręczniki, które jakimś przedziwnym
zbiegiem okoliczności nie spleśniały w pralce od soboty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz