środa, 23 października 2013

"Diabeł nad moją głową" Odcinek 40

40

Hotelowa restauracja wyglądała niezwykle ekskluzywnie. Wiele pięknych stołów, cudownie nakrytych białymi oraz bordowymi obrusami, obstawionych wykwintną zastawą, zrobiły, przynajmniej na mnie, ogromne wrażenie. Maciek poprowadził mnie do jednego spośród tych przytulnych stolików, z elegancją sprzątnął tabliczkę z napisem „rezerwacja”, usadził mnie wygodnie i rozpoczęliśmy oczekiwanie na gościa. Faktycznie, po jakiś nastu minutach w drzwiach pojawił się dość młody, wysoki brunet, o tyrolskich rysach twarzy, wraz z towarzyszącą mu kobietą, także młodą, ale wyglądającą na znacznie młodszą od jegomościa, rudowłosą i także wysoką. Podążali ku nam, zaciekle z sobą rozmawiając. Maciek dał mi lekkiego kuksańca, po czym oboje wstaliśmy, aby się przywitać. Chciałam być kulturalna, więc wypaliłam od razu po niemiecku:
-  Guten Abend.
-  Dżeń dobri!
-  Dzień dobry, Panie Schwarz. Miło nam, że zdecydował się Pan na to spotkanie.
-  Mnej rowinieś jaest miłło. Tesię sie, zie zawiziemij poroziumnienie. Nie chcię mowić w niemiecki tylko w polsku, ale to mnie nej wychadźi. Będę mowić moja sekretarzka, Miałgorźiata. Ja jest Heinrich Schwarz. – i tu podał mi rękę – A pania?
-  Ja... Luiza Strzyczkowska, przepraszam najmocniej.
-  Małgorzata Kożuchowska. A Pan to zapewne nasz fotografik, Maciej Kukulski, czyż nie?
-  Owszem, w istocie.
-  A więc, jak powiedział pan Heinrich, opowiem Państwu dokładnie o istocie rzeczy. Spotkaliśmy się tutaj dzisiaj w celu zawarcia umowy na wykonanie, a właściwie zarządzanie zespołem wykonującym, kampanii reklamowej produktów sieci Ikea dla Austrii. Potrzebujemy kogoś doświadczonego w branży prasowej, bo szukamy osoby, która będzie w stanie wymyślić hasła reklamowe na miarę poczytnych czasopism. Dlatego, w odpowiedzi na propozycję Pana Maćka, chcielibyśmy zaoferować tę pracę Pani. Wiemy, że przez długie lata pracowała Pani w krakowskim wydawnictwie prasowym, gdzie redagowała Pani wiele rubryk tematycznych, pisała Pani wiele rozmaitych artykułów, oraz odpowiadała Pani, z dużym sukcesem, na listy czytelników. Dlatego pragniemy zatrudnić Panią w naszej firmie. Co Pani o tym sądzi?
-  Aaa... Przyznam szczerze, że jestem niezwykle zaskoczona. O niczym wcześniej nie wiedziałam. Chciałabym się jedynie dowiedzieć w sprawie warunków, jakie Państwo przede mną stawiają.
-  W zasadzie jedynym problemem jest to, że musi Pani na cały okres kampanii przeprowadzić się do Wiednia. Cała kampania będzie trwała sześć miesięcy, począwszy od pierwszych dni sierpnia. Wiem, że to może być nieco kłopotliwe ze względu na Pani córkę, ale mamy nadzieję, że nie okaże się to przeszkodą nie do pokonania. Czy ma Pani możliwość zatrzymania się na miejscu, czy też mamy zapewnić Pani jakieś lokum na czas pobytu na miejscu?
-  To nie będzie stanowić problemu. Mogę zatrzymać się u siostry mojej matki, ona bardzo chętnie mnie do siebie przyjmie, a jeżeli chodzi o moją córkę, to zabiorę ją z sobą na miesiąc, a potem wróci do dziadków i pomieszka z nimi do mojego powrotu. A, przepraszam, że tak ostentacyjnie, ale jak stoi sprawa wynagrodzenia, bo moja sytuacja zawodowa ostatnio nie jest najlepsza, a finanse się kurczą, dlatego – sama Pani rozumie – pieniądze są dla mnie jedną z najistotniejszych rzeczy w całym tym przedsięwzięciu...
-  Więc jeśli chodzi o wynagrodzenie, to proponujemy Pani miesięcznie trzy tysiące euro oraz czterdzieści euro dziennej diety. Podróż do Wiednia traktujemy jako delegację, w związku z czym pokrywamy koszty. Niestety, nie możemy pokryć przejazdu Pani córki, ale to chyba nie będzie problem. Po zakończeniu kampanii może Pani otrzymać premię,  przypadku jej powodzenia, oczywiście, w wysokości dziesięciu tysięcy euro. Czy takie warunki Panią satysfakcjonują?
Starałam się nie dać po sobie poznać, że jestem w permanentnym szoku, więc, zgodnie zresztą z prawdą, krótko odpowiedziałam.
-  Tak, w zupełności. Mam nadzieję, że nasza współpraca dobrze się ułoży.
-  My również mamy takową nadzieję. Zechce Pani wobec tego podpisać umowę?
-   Oczywiście...
            No i podpisałam umowę. Praca przyszła do mnie. Sama w zasadzie. Jeszcze trochę porozmawialiśmy, a w międzyczasie wymiksowałam się na moment, aby wykonać kilka telefonów. Słownie: dwa. Musiała koniecznie zadzwonić do Mani w celu poinformowania jej o wszystkim, na co ona wybuchnęła niespotykaną dotąd euforią i oświadczyła, że się strasznie cieszy. Mama też się ucieszyła, ale w momencie, kiedy powiedziałam jej, że Mania zostanie u nich przez pięć miesięcy, nieco wyhamowała swoją radość. Cóż, tak to już jest z moją Matką. Dziwna kobieta. Jak dobrze, że nie mam tego po niej...
            Wróciłam do stołu, a po jakimś czasie zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę do domu.
            Na zewnątrz było już ciemno, więc czym prędzej poszłam do hotelowego ciucholandu, zwróciłam komplet, włożyła swoje własne ubranie, i z umową w ręku udałam się do Maćkowego samochodu-jeepa. Przez chwilę zastanawiałam się, co by mu tu słodkiego przysłodzić, ale jakoś wyjątkowo nic nie przychodziło mi do głowy. Normalnie nie miałam żadnego twórczego natchnienia. Całe szczęście, że jest przypadek, bo to on właśnie uratował mnie z tej opresji. Powiedziałam tyle:
-  Dziękuję Ci. Nigdy nie będę w stanie Ci się odwdzięczyć. Jeszcze nikt nie zrobił dla mnie tyle dobrego w tak krótkim czasie, wiesz. Jesteś wyjątkowy... – po czym pocałowałam go, niestety, w usta – Oj, przepraszam, nie powinnam... To się już więcej nie powtórzy, naprawdę...
-  Spokojnie, Luśka. Nie jesteśmy już małymi dziećmi, potrafimy rozgraniczyć, no nie?
            Nie, nie jestem przekonana, czy potrafimy. Na jego twarzy malowało się zadowolenie, ale i tak całą drogę do domu milczeliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz