poniedziałek, 21 października 2013

"Diabeł nad moją głową" Odcinek 39

39

Właśnie miałam zadzwonić do Mańki w celu udzielenia niezbędnych informacji dotyczących miejsca mojego aktualnego pobytu, jednak w porę się zorientowałam, że w zasadzie mogę powiedzieć jej tylko tyle: „Jestem w Katowicach. Wrócę raczej późno. Kolację masz na kuchence. Pa”. I tak sobie planowałam kolejność spowiedzi, aż tu właśnie weszła pani kierownik, jak się domyśliłam. Piękna, długonoga blondynka, lat jakiś trzydziestu, z włosami spiętymi w kok, odziana w firmowe wdzianko (całkiem przyzwoite zresztą). Zrobiła na mnie jakieś tam wrażenie. Nieważne. W każdym razie zamieniła kilka słów z tą panią od przesłodzonego uśmiechu, po czym skierowała swoje kroki w moją stronę.
-  Witam Panią bardzo serdecznie. Zapewne Maczu nic Pani nie powiedział... Jestem Alicja Szydełko, koleżanka Maćka jeszcze z czasów licealnych. Odbędziecie dzisiaj spotkanie z przedstawicielem wielkiej agencji reklamowej, austriackiej agencji reklamowej. To bardzo ważne spotkanie, zwłaszcza dla Pani, dlatego bardzo proszę, aby udała się Pani za mną.
- Aaaa...przepraszam, Luiza Strzyczkowska. A właściwie dlaczego jest to aż tak ważne spotkanie, zwłaszcza dla mnie?
-  A to już jest niespodzianka. Niestety, Maciek kategorycznie, pod groźbą uduszenia, zabronił mi wspominać o tym. Dlatego przepraszam, ale nie mogę Pani niczego powiedzieć.
-  Rozumiem, to znaczy nie rozumiem, ale mniejsza o to... Może jednak przeszłybyśmy na „ty”? Będzie to bardziej komfortowa, nieprawdaż?
-  Będzie mi niezmiernie miło. Ala.
-  Luśka.
-  A więc dobrze, Luśka. Idziemy na pierwsze piętro. Tam się odpowiednio ubierzesz.
-  A skąd mam wziąć odpowiednie ubranie?
-  Z hotelowej wypożyczalni strojów wieczorowych.
- Aha. Już o nic więcej nie pytam.
-  I słusznie, bo czas nagli.
            Zaszokowana tym razem, do granic możliwości wkurzona, na siebie, na tę panienkę, na Maćka i na wszystko, co się tylko zechciało łaskawie poruszyć, podążyłam do tej całej przebieralni. Nałożyłam szary, dopasowany kostium, pozostałam przy swoich butach, zrobiłam nienaganny, zawodowo-spotkaniowy makijaż i zeszłam na dół, by w umówionym miejscu zaczekać na tego nikczemnika.
            Oczy moje oniemiały równie szybko, jak tylko zdążyły zamrugać. Przy sofie stał wyelegantowany pan, odziany w czarny smoking, nienagannie dobraną koszulę, muchę, z kwiatami. Definitywnie Maciek, bez dwóch zdań. Zaskoczenie sięgnęło zenitu, ustępując coraz bardziej zakłopotaniu. Nieznacznie się zawahałam, ale chyba tego nie zauważył. Podeszłam więc, podając mu rękę, zmierzyłam zabójczo piorunującym spojrzeniem, w odpowiedzi na co on zaczerwienił się niczym dojrzewający pomidor.
-  Przepraszam, że to tak wyszło, ale to miała być naprawdę prawdziwa niespodzianka.
-  O, i to jaka! Świetna ta niespodzianka. Mogłeś powiedzieć cokolwiek. Czuję się jak jakaś skończona idiotka...
-  Ach, nie mów tak. Na pewno wszystko dobrze się ułoży.
-  O, w to nie wątpię. Nie wiem tylko, czy jestem do końca przygotowana, psychicznie oczywiście, na dalszy ciąg twojej niespodzianki.
-  Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Z całą pewnością całe przedsięwzięcie bardzo Ci się spodoba. Poza tym uważam, że człowiek powinien czasami wystawić się na działanie tak zwanego żywiołu. Mam rację?
-  Wiesz, może nie będę się teraz na ten temat wypowiadać. Czuję się na to zbyt głupio.
-  Oj, Lu. Daj już spokój. Zaufaj mi. Ja wiem – praktycznie rzecz biorąc ani ty mnie nie znasz, ani ja ciebie. Wiem też, że możesz czuć się zakłopotana, że jakiś obcy facet proponuje ci nie wiadomo co, a na dodatek stara się robić ci niespodzianki. Potraktujmy to wszystko jak koleżeńską przysługę. Ja pomogę tobie, a ty mnie. Potrzebuję kogoś zaufanego, a ty wydajesz mi się odpowiednia. Wierz mi: kto, jak kto, ale ja akurat doskonale znam się na ludziach, a jeżeli ktoś wchodzi w moje kręgi znajomych i przyjaciół to znaczy, że jest godny zaufania.
-  Dobrze, już dobrze. Przestań się idiotycznie tłumaczyć. Skoro tak, to niech będzie. Ale pamiętaj: jeżeli wpuścisz mnie w jakieś bagno, to niech się wszystkie bozie świata mają w swojej opiece, bo nie będę za siebie ręczyć.
-  No, to mogę być najzupełniej spokojny. A w razie powodzenia mogę liczyć na jakieś wspólne wyjście?
-  Zobaczymy, czy dzieciątko zasłuży...
-  Aha
-  Słuchaj, może chodźmy spotkać się z tym gościem, co?
-  Właśnie przyjechał. Masz rację, zaczekamy na niego przy stoliku.
            Tak oto, pełna obaw i niepewna każdego następnego kroku, dałam się wmanipulować w coś, o czym nie miałam słownie żadnego pojęcia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz