39
Właśnie miałam zadzwonić do Mańki w celu udzielenia
niezbędnych informacji dotyczących miejsca mojego aktualnego pobytu, jednak w
porę się zorientowałam, że w zasadzie mogę powiedzieć jej tylko tyle: „Jestem w
Katowicach. Wrócę raczej późno. Kolację masz na kuchence. Pa”. I tak sobie
planowałam kolejność spowiedzi, aż tu właśnie weszła pani kierownik, jak się
domyśliłam. Piękna, długonoga blondynka, lat jakiś trzydziestu, z włosami
spiętymi w kok, odziana w firmowe wdzianko (całkiem przyzwoite zresztą).
Zrobiła na mnie jakieś tam wrażenie. Nieważne. W każdym razie zamieniła kilka
słów z tą panią od przesłodzonego uśmiechu, po czym skierowała swoje kroki w
moją stronę.
- Witam Panią bardzo
serdecznie. Zapewne Maczu nic Pani nie powiedział... Jestem Alicja Szydełko,
koleżanka Maćka jeszcze z czasów licealnych. Odbędziecie dzisiaj spotkanie z
przedstawicielem wielkiej agencji reklamowej, austriackiej agencji reklamowej.
To bardzo ważne spotkanie, zwłaszcza dla Pani, dlatego bardzo proszę, aby udała
się Pani za mną.
- Aaaa...przepraszam, Luiza Strzyczkowska. A właściwie
dlaczego jest to aż tak ważne spotkanie, zwłaszcza dla mnie?
- A to już jest
niespodzianka. Niestety, Maciek kategorycznie, pod groźbą uduszenia, zabronił
mi wspominać o tym. Dlatego przepraszam, ale nie mogę Pani niczego powiedzieć.
- Rozumiem, to znaczy
nie rozumiem, ale mniejsza o to... Może jednak przeszłybyśmy na „ty”? Będzie to
bardziej komfortowa, nieprawdaż?
- Będzie mi
niezmiernie miło. Ala.
- Luśka.
- A więc dobrze,
Luśka. Idziemy na pierwsze piętro. Tam się odpowiednio ubierzesz.
- A skąd mam wziąć
odpowiednie ubranie?
- Z hotelowej
wypożyczalni strojów wieczorowych.
- Aha. Już o nic więcej nie pytam.
- I słusznie, bo czas
nagli.
Zaszokowana
tym razem, do granic możliwości wkurzona, na siebie, na tę panienkę, na Maćka i
na wszystko, co się tylko zechciało łaskawie poruszyć, podążyłam do tej całej
przebieralni. Nałożyłam szary, dopasowany kostium, pozostałam przy swoich
butach, zrobiłam nienaganny, zawodowo-spotkaniowy makijaż i zeszłam na dół, by
w umówionym miejscu zaczekać na tego nikczemnika.
Oczy moje
oniemiały równie szybko, jak tylko zdążyły zamrugać. Przy sofie stał
wyelegantowany pan, odziany w czarny smoking, nienagannie dobraną koszulę,
muchę, z kwiatami.
Definitywnie Maciek, bez dwóch zdań. Zaskoczenie sięgnęło zenitu, ustępując
coraz bardziej zakłopotaniu. Nieznacznie się zawahałam, ale chyba tego nie
zauważył. Podeszłam więc, podając mu rękę, zmierzyłam zabójczo piorunującym
spojrzeniem, w
odpowiedzi na co on zaczerwienił się niczym dojrzewający pomidor.
- Przepraszam, że to
tak wyszło, ale to miała być naprawdę prawdziwa niespodzianka.
- O, i to jaka!
Świetna ta niespodzianka. Mogłeś powiedzieć cokolwiek. Czuję się jak jakaś
skończona idiotka...
- Ach, nie mów tak. Na
pewno wszystko dobrze się ułoży.
- O, w to nie wątpię.
Nie wiem tylko, czy jestem do końca przygotowana, psychicznie oczywiście, na
dalszy ciąg twojej niespodzianki.
- Co do tego nie mam
najmniejszych wątpliwości. Z całą pewnością całe przedsięwzięcie bardzo Ci się
spodoba. Poza tym uważam, że człowiek powinien czasami wystawić się na
działanie tak zwanego żywiołu. Mam rację?
- Wiesz, może nie będę
się teraz na ten temat wypowiadać. Czuję się na to zbyt głupio.
- Oj, Lu. Daj już
spokój. Zaufaj mi. Ja wiem – praktycznie rzecz biorąc ani ty mnie nie znasz,
ani ja ciebie. Wiem też, że możesz czuć się zakłopotana, że jakiś obcy facet
proponuje ci nie wiadomo co, a na dodatek stara się robić ci niespodzianki.
Potraktujmy to wszystko jak koleżeńską przysługę. Ja pomogę tobie, a ty mnie.
Potrzebuję kogoś zaufanego, a ty wydajesz mi się odpowiednia. Wierz mi: kto,
jak kto, ale ja akurat doskonale znam się na ludziach, a jeżeli ktoś wchodzi w
moje kręgi znajomych i przyjaciół to znaczy, że jest godny zaufania.
- Dobrze, już dobrze.
Przestań się idiotycznie tłumaczyć. Skoro tak, to niech będzie. Ale pamiętaj:
jeżeli wpuścisz mnie w jakieś bagno, to niech się wszystkie bozie świata mają w
swojej opiece, bo nie będę za siebie ręczyć.
- No, to mogę być
najzupełniej spokojny. A w razie powodzenia mogę liczyć na jakieś wspólne
wyjście?
- Zobaczymy, czy
dzieciątko zasłuży...
- Aha
- Słuchaj, może
chodźmy spotkać się z tym gościem, co?
- Właśnie przyjechał.
Masz rację, zaczekamy na niego przy stoliku.
Tak oto,
pełna obaw i niepewna każdego następnego kroku, dałam się wmanipulować w coś, o
czym nie miałam słownie żadnego pojęcia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz