34
Satysfakcja gwarantowana, albo...nowy mąż? Zobaczymy, na
razie jednak postanawiam skoncentrować się na propozycji mojego wspaniałego
przyjaciela Macza Twista. Ooo, i to będzie zdecydowanie najlepsze połączenie!
Tak, i wilk syty, i owca cała. W zasadzie to nawet nieźle brzmi, nie uważacie?
No nic to – trzeba udać się do tego domu i wyrwać Prosiaka gdzieś zaszaleć. Może tak
klub ze striptizem...? Sama nie wiem dlaczego, ale ostatnio jakieś kuszące i
odważne myśli wpadają mi do głowy. Słowo daję, że będąc z Euzebiuszem nigdy nawet nie
zdarzyło mi się pomyśleć, żeby wybrać się gdzieś jakby opić czy coś... A już o
wyjściu do klubu ze striptizem...z męskim striptizem...w ogóle zawsze i
wszędzie, kategorycznie nie do pomyślenia! Kiedyś tam ktoś mi coś takiego
proponował, ale...wiem, że to może zabrzmieć tak jakoś...staroświecko, ale cóż.
Po prostu wówczas wydawało mi się to takie obrzydliwe, takie jakieś po prostu
ohydne... Ale było, minęło (na całe szczęście!), zmieniłam się trochę ja,
trochę cała reszta, i to właśnie złożyło się potencjalnie na dzisiejszy
przewspaniały wieczór, jaki udało mi się spędzić w gronie kilku wspólnych
przyjaciółek, Agaty, no i jeszcze jej siostry, którą wprawdzie lubiłam trochę
mniej, ale jednak zawsze.
Ale po
kolei. Zebrałyśmy z Agatą schludną paczuszkę w przeciągu dwóch godzin, po czym
odpicowałyśmy się na tak zwany „cycuś”, wsiadłyśmy do samochodu, wydając po
drodze ostatnie dyspozycje Mańce, która postanowiła nikczemnie wykorzystać
okazję i zmontowała jeszcze
bardziej zgrabną pakę (paczuszką nie można nazwać tabunu złożonego z
czterdziestu osób), w o wiele krótszym czasie zresztą ( z wynikiem pół godziny
trzeba by się zgłosić do fundacji rekordów Guinnessa; jeszcze by Mania dostała
tysiąc dolarów...), po czym wyskoczyła do marketu, wywaliła w nim chyba z
pięćset złotych, głównie na kiełbaski oraz chipsy (piwa nie widziałam, ale nie
łudzę się nawet, że go nie będzie...), odjechałyśmy w drogę do najbliższego
bankomatu BPH. Cóż, nasze portfele świeciły, delikatnie mówiąc, pustkami, a
chcąc poszaleć
i zatankować samochód, należało koniecznie dokonać stosownej
wypłaty.
Wkrótce
zajechałyśmy przed blok na Kurdwanowie, skąd miałyśmy odebrać siostrę Agaty,
Sandrę. Sandra, jako kobieta wyrafinowana, aczkolwiek nie obnosząca się ze
swoim dobrym statusem majątkowym, zajmowała wraz z przystojnym mężem piękne, średniej wielkości mieszkanko, obejmujące dwie kondygnacje, w wielorodzinnym
budynku przy ulicy Halszki. Ulica, jak ulica, wieczorem pustawa, przecinana
tylko co jakiś czas rzężącym Ikarusem czy innym czymś, nie przykłuwała uwagi,
natomiast dom owszem. Ilekroć tam bywałam, a zdarzało się to nawet czasami,
wprawiał mnie on w zachwyt niezwykły i nieopanowany. Ja w ogóle
to mam słabość do wszystkich domów, bo każdy mi się na swój sposób podoba. Tak
już ze mną jest, przykro mi. Jeszcze muszę koniecznie natrafić kiedyś na dom
jegomościa Twista... Pewnie kiedyś spotka mnie ta niewątpliwa przyjemność, bo
tak sobie myślę, że skoro jest fotografem i robi zdjęcia do ikejowskich
katalogów, musi wiedzieć, co dobre, a co za tym idzie, musi mieć świetnie
urządzone mieszkanie. Ale przecież nie będziemy się tutaj rozwodzić na temat
mieszkań i takich tam mało istotnych, w obecnej sytuacji, spraw.
Czekamy
sobie chwilkę przed tym jej domem, i czekamy, no i wreszcie wyszła. Sandra była
jak zwykle nienagannie, skromnie, aczkolwiek w sposób stonowany i wyważony, ubrana.
Miała przepiękną, ale jednocześnie gustownie dyskretną biżuterię, przez co
dodawała sobie niebanalnego uroku i wdzięku. Zawsze jej tego zazdrościłam, że
potrafi tak w sobie (właściwie to raczej na sobie) wszystko połączyć, że
wychodzi z tego najlepsze pod słońcem danie kuchni igły i guzika.
- Cześć, dziewczynki! – rzuciła entuzjastycznie, pakując się
na tylne siedzenie mojej Octavii – Słyszałam, Lusia, słyszałam. Gratuluję
serdecznie rozwiązania sprawy. Cieszę się, że Ci się udało i że spełniłaś swoje
plany. A właśnie, gdzie będziesz teraz pracować, skoro zrezygnowałaś z pracy w
redakcji?
W ułamku
sekundy zdążyłam zagryźć wargi, pomyśleć sobie, że to na pewno sprawka
Prosiaka, zmierzyć go zabójczym wzrokiem, zastanowić się nad sensowną
odpowiedzią, po czym dojść jeszcze do wniosku, że znowu należy skłamać.
- Wiesz, Sandra, ja też strasznie się cieszę, że jest już kompletnie
i bezapelacyjnie po wszystkim. Nigdy nie myślałam nawet, że w przypadku rozwodu
z mężem będę taka szczęśliwa i taka...jakby to powiedzieć...
- ...Rozluźniona? – podrzuciła na przeprosiny Agata
- O, właśnie takiego słowa szukałam: rozluźniona. Nigdy,
naprawdę nigdy nie czułam się taka rozluźniona. A jeżeli chodzi o pracę, to na
razie nie mam nic konkretnego na oku, ale znajomy obiecał wkręcić mnie w jakieś
kręgi wydawnicze.
- Byłoby wspaniale, naprawdę. Jeszcze raz bardzo Ci
gratuluję.
Agata od
razu spojrzała na mnie jakoś tak w stylu: „Nic nie kapuję. Mów, natychmiast, o
czym u diabła gadasz!”, a ja jej na to spojrzeniem: „Zamknij się i nawet nie
próbuj zaczynać! Coś przecież musiałam powiedzieć”. W każdym razie pojechałyśmy
już z tego Kurdwanowa, bo przecież do obskoczenia pozostało jeszcze osiedle
Złocień i
Czyżyny. A do pana Twista zadzwonię jutro, tak, jak się umówiliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz