piątek, 25 października 2013

"Diabeł nad moją głową" Odcinek 41

41

Odezwał się na rogatkach Krakowa. Było to na tyle prozaicznie zwyczajne, że szkoda gadać. Najnormalniej w świecie, jak gdyby nic się między nami nie wydarzyło, zapytał o mój adres, odwiózł mnie do domu. Pewnie nic się właśnie nie wydarzyła, a jeśli nawet to tylko i wyłącznie z mojej winy. Tak sobie myślałam i myślałam, i dalej myślałam, i żadnym możliwym sposobem nie mogło przyjść mi do głowy, co też strzeliło mi do łba, że go pocałowałam. Żeby to jeszcze on mnie pocałował, to sprawa wyglądałaby nieco inaczej, a tak? Wszystko diabli wzięli, całą zwyczajną przyjaźń, całe dobre stosunki. Przecież już nie będę potrafiła zachować się przy nim tak, jak do tej pory. Trudno, sama sobie jestem winna. Ktoś mi już przecież powiedział, że nie istnieje zwykła i bezinteresowna przyjaźń mężczyzny i kobiety. Chyba miał rację.
            Nie wiem, jak długo rozmyślałam i jak długo staliśmy pod domem, w każdym razie w końcu nie wytrzymał:
-  Luśka, zdaję sobie sprawę, że jest ci tutaj bardzo wygodnie, ale chyba trzeba by pójść już do domu, bo nocowanie tutaj to nie jest dobry pomysł.
-  Ojej... przepraszam cię, zamyśliłam się jakoś.
-  Chodzi o ten mały incydent?
-  Nie, chodzi o wyjazd. Myślałam, co muszę załatwić, wiesz. Im dłużej się zastanawiam, tym więcej mam wątpliwości i tym więcej widzę przeszkód.
-  To możne przestań się zanadto zastanawiać, bo jak widzę niekoniecznie dobrze ci to robi. Zajmij się tym, czym masz się zająć, a zastanawianie się zostaw sobie na stare lata.
-  A to ci dopiero... Pierwszy raz ktoś mówi mi coś takiego. Nie sądziłam, że kiedyś zostanę skrytykowana. Ale trudno, kiedyś musi przyjść ten pierwszy raz. Ale wiesz – chyba jednak masz rację. Po co martwić się na zapas. Przecież wszystko jest załatwione, bilet mam, muszę tylko zadbać o podróż Mani, spakować nas obie i w drogę. Ciotka Wanda umrze z radości, kiedy przyjedziemy, a tutaj zasadniczo nic mnie nie trzyma.
            Nie wiem dlaczego, ale w tym momencie, ale to mi się na sto procent tylko zdawało, zobaczyłam w oczach Maćka błysk żalu, ledwie dostrzegalny i niezwykle utajony, ale jednak. Trudno, trzeba iść już do domu.
-  No nic, łobuzie. Ja już muszę zmykać. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy przed moim wyjazdem. W każdym razie jeszcze się zdzwonimy, dobra?
-  Jasne, będziemy w kontakcie. A więc do zobaczenia.
-  Pa.
-  Paa...
            Ja sobie wysiadłam, a on poczekał, aż wejdę do domu, po czym naturalnie postał jeszcze chwilę i pojechał do siebie. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się głupio. Zrobiło mi się go jakoś tak po ludzku żal. Nie chciałam, żeby przypadkiem próbował wiązać ze mną jakieś przyszłościowe plany, ale z kolei nie mogłam mu tego zabronić. Cholera, że też taki cudowny człowiek musi trafić na kogoś tak nieodpowiedniego jak ja.
            Położyłam się cichaczem, nie biorąc nawet prysznica, bo Mania spała smacznie w salonie, a ja nie bardzo mogłam, znaczy bardziej chodzi o to, że nie miałam zwyczajnie siły, opowiadać jej o tym wszystkim, co się wydarzyło dzisiejszego wieczora. Postanowiłam też, że do Agaty zadzwonię dopiero rano, bo w końcu jest ona w tak zwanej ciąży i pewnie też już śpi, a po co ma się niepotrzebnie budzić, skoro mogę poczekać na jakiś bardziej odpowiedni moment. Przecież mi się nie pali. Wyjeżdżam dopiero w przyszły piątek. Zdążę wszystko pozałatwiać pod warunek, że się dzisiaj porządnie wyśpię. Jutro jest wtorek, więc mam jeszcze dziesięć dni. Nie muszę się z niczym śpieszyć. Naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz