wtorek, 15 października 2013

"Diabeł nad moją głową" Odcinek 37

37


Haaaa, nic z tego, drodzy moi. Weszłam sobie do tego sklepu, a tu Maczu opiera się o ścianę, robi te swoje zdjęcia do katalogu... Nogi ugięły się pode mną. Tym razem miał na sobie jeszcze bardziej obcisłe dżinsy i jeszcze bardziej opięty T-shirt, biały jak zwykle, lśniący nienaganną, jasną czystością. Jego cudownie ukształtowana sylwetka była niczym ozdoba całej tej ekspozycji. Jego, wyrzeźbiony niby ręką wielkiego mistrza, tors nadawał mu niezmierzonego piękna. Jędrne pośladki, uwydatnione przez spodnie, wykonywały co rusz skłony i zgięcia, powodując namiętne spojrzenia wielu kobiet... O nie! Nie zarzyna się kury, która znosi złote jaja. Gdzie ja znajdę takiego drugiego? Nie dość, że przystojny niczym aktor jakiejś telenoweli w stylu Brazylia-Argentyna-Srutututu, to jeszcze tak nieziemsko inteligentny, tak wielce dowcipny, a przy tym jakże wrażliwy i wyrozumiały. To się w głowie nie mieści, jakim sposobem w jednym człowieku może się zmieścić tyle pozytywnych cech. W tej chwili myślałam tylko o jednym: rzucić się z nim na fotografowaną przez niego sofę i przeżyć dziesięć długich, nieudawanych orgazmów, jeden po drugim...
            Tłumiąc w sobie ukryte pragnienia rozwiedzionej kobiety przeszłam do zachowawczej rozmowy.
-  Witam mojego Twista!
-  O, Lu. Cześć! Nie zauważyłem, że już jesteś. Wybacz strój, ale nie zdążyłem się przebrać... – na jego świetlistej twarzy wymalował się blask zmieszania i lekkiego zaskoczenia. „Przepraszam za strój! Dobre sobie! Seksownie wyglądający facet w seksownym ciuchach przeprasza, że się seksownie ubrał! Numer nie  z tej ziemi... Coś trzeba wymyślić, bo jeszcze gotów się przebrać naprawdę! Do tego nie mogę dopuścić!
-  Ależ skąd, nie masz mnie za co przepraszać! Ja nie przywiązuję wagi do stroju... – kłamałam jak najęta – W ogóle się nie przejmuj...
-  Ale ja w tych ciuchach jestem od samego rana. Wiesz, spocony, śmierdzący...
-  A tam, nie przesadzaj. W końcu tutaj mają klimatyzację, no nie?
-  Wiesz, ale i tak czułbym się lepiej, gdybym zmienił wierzch na coś świeższego...
Matko kochana! On mi się faktycznie za chwilę pójdzie przebrać! Przecież nie powiem mu w twarz, żeby się przypadkiem nie próbował, bo podoba mi się jego tyłek w tych obcisłych dżinsach, o klacie w T-shircie już nie wspomnę... Chyba dam za wygraną...
-  Cóż, no to ja pasuję. Skoro będzie Ci wygodniej, to nie zatrzymuję... A właściwie to po co się dzisiaj spotkaliśmy? Bo nie powiedziałeś mi tego, jak do tej pory.
-  A, no tak... Myślę, że musisz się uzbroić w trochę cierpliwości. Musimy pojechać do Katowic. Na miejscu dowiesz się wszystkiego.
-  Do Katowic? A po jaką cholerę, że tak powiem?
-  Mówię Ci, wszystko w swoim czasie. Na pewno będziesz zadowolona z tego wyjazdu.
-  A o której wrócimy? Muszę uprzedzić Manię.
-  Manię...? Aha, Twoją córkę, znaczy się.
-  Doskonale... No to jak? Jedziemy w końcu?
-  Daj mi pięć minut, wejdę tylko na zaplecze, aby się przepakować w te świeże odzienie.


Co za słowny facet. Faktycznie po pięciu minutach wyszedł z zaplecza odziany w... białe, lniane rybaczki, zwiewną, bawełnianą koszulkę, z rozpiętymi trzema guzikami od góry, no i lekkie sandały. Całkiem jak nie on. W ogóle niepodobny. Nieważne, w każdym razie wyszliśmy na parking i powędrowaliśmy sobie wspólnie do jego samochodu. Samochód to też całkiem inna historia. Piękny, ciemnoszary, o metalicznym połysku, z przyciemnionymi, w granicach rozsądku i przepisów prawa oczywiście, szybami. Tak, takim samochodem to ja bym mogła jeździć sobie „w tę i we wtę”. Jeep, no oczywiście, że jeep. Tylko nie jestem do końca przekonana, jaki to ten jeep. Zapomniałam zapytać, oczywiście. W środeczku przewygodnie, klimatyzacja, skórzane obicia i cała masa innych „wyczesanych bajerów”, jakby powiedziała Mania. Zaraz zrobiło mi się prawie tak przyjemnie, jak w samolocie. A tu my dopiero na rondzie. Jeszcze półtorej godziny jazdy tym cudem cudownym. Gdy wylecieliśmy na pseudostradę, wiodącą do stolicy Śląska, a potem do następnej stolicy następnego Śląska (niestety nigdy nie wiem napewno, któ®y zwykł być dolny, a który z kolei górny. Szczerze nad tym ubolewam...), usnęło mi się, tudzież dosyć smacznie. Towarzysz nie przeszkadzał mi. Rzadko się to zdarza. Widać, że ślepej kurze też czasem trafia się jakieś ziarenko, coby przypadkowo z głodu nie padła. Trzeba korzystać z okazji. Ciekawi mnie tylko, gdzie też on mnie wiezie...
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz