62
Odstawiłam pusty kieliszek po szampanie na pobliski parapet i
skierowałam się do biura. Nie wiedziałam, o co może chodzić Helmutowi, ale
miałam jednocześnie nadzieję, że będzie
to coś przyjemnego. Z tego wszystkiego zapomniałam, że Maciej przylatuje jutro.
Delikatnie zastukałam w pleksiglasową szybkę, a po usłyszeniu „Proszę!”,
pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Helmut siedział za biurkiem i
przeszukiwał szufladę, wykładając i wkładając do niej na zmianę wszystkie
papiery.
- Gdzie to jest,do cholery... Gdzie ja to położyłem...
Przyjrzałam mu się badawczo, kiedy tak rzucał sobie
oskarżenia pod nosem. Po chwili wstał, podszedł do dużej półki zasypanej
stosami papierów. Nadal mówił coś pod nosem, a ja nadal stałam tuż przy drzwiach.
Nie wiedziałam, co mam zrobić w sytuacji, gdy on zachowuje się, jakby mnie nie
dostrzegał w ogóle. Po chwili odnalazł jakiś duży plik dokumentów i zaczął je z
roztargnieniem przeszukiwać, rozsypując pojedyncze kartki na podłogę.
Mimowolnie rzucił: „Usiądź, Mario”. No więc nie miałam wyboru. Usiadłam na
sofie stojącej pod oknem, nalałam sobie wody z plastikowej butelki i nadal
czekałam. W międzyczasie otrzymałam wiadomość tekstową, że ktoś do mnie
dzwonił. Spojrzałam na listę i zauważyłam kilka połączeń od Maćka. Zanim jednak
zdecydowałam się zadzwonić, on zrobił to pierwszy. Odebrałam więc pospiesznie,
nie zwracając uwagi na Helmuta:
- Cześć, kochanie! Byłam na generalnej konferencji i musiałam
wyłączyć telefon.
- Wiem, mówiłaś wczoraj. Słuchaj, nie mogę rozmawiać za
długo, bo zaraz mi padnie bateria w telefonie. Zmieniłem trochę plany. Właśnie
wylądowałem w Schwechat. Spotkajmy się za godzinę w „Windelbuhel...”, dobrze?
Mam nadzieję, że już możesz się wyrwać na chwilę...
- Zasadniczo mogę, ale muszę jeszcze z kimś porozmawiać. Ale
w porządku. Będę czekała na miejscu. Czyli o trzeciej?
- Tak, o trzeciej, przy naszym stoliku. Zrobiłem telefonicznie
rezerwację na twoje nazwisko, nie będzie problemu. No, to do zobaczenia. - w
słuchawce zabrzmiało przeciągłe piknięcie, i sygnał się urwał.
Padła mu
bateria. Przyjechał dzisiaj, zamiast jutro. Mam niecałą godzinę... W porządku, trzeba się
wziąć do roboty. Pora popędzić Helmuta.
- Ekhmm, ekhmmm... - chrząknęłam głośno i wyraziście – Co to
za sprawa, którą chcesz ze mną załatwić. Niestety, nie mam zbyt wiele czasu,
więc musisz się streścić.
- Już, już do ciebie idę. Mam, znalazłem, możemy porozmawiać.
Proszę, to dla ciebie. Przejrzyj i zastanów się, co o tym myślisz.- powiedział,
podając mi teczkę, zawiązaną sznureczkami.
- Co to jest? Powinnam się zacząć obawiać? - zapytałam z
uśmiechem.
-
Ależ
skąd, to nic strasznego. Po prostu otwórz, przeczytaj i daj mi odpowiedź.
Uparty
zawodnik, no ale skoro tak nalega, nie pozostaje mi nic innego, jak rozwiązać
kokardkę i zabrać się za jej zawartość. Ku mojemu zdumieniu w teczce
znalazłam... umowę pracy jako dyrektor operacyjny w placówce AustriaAdvertisement!
Moje oczy chyba wymownie pokazały szok, bo Helmut roześmiał się szczerze, a ja
znalazłam się nagle w stanie takiego zaskoczenia i podniecenia, że nie byłam
już w stanie ani dalej czytać, ani myśleć. Na szczęście
Helmut zauważył to i wyszedł z inicjatywą:
- Posłuchaj. Poszerzamy nasz rynek działania. Od nowego roku
otwieramy kolejne biuro terenowe. Tym razem kierujemy się na rynki Europy
Środkowo-Wschodniej. Pora zacząć zdobywać faktycznie całą Europę.
Postanowiliśmy więc otworzyć filię naszej agencji w Polsce. Wybraliśmy Kraków,
jako miejsce najbardziej podobne do Wiednia. Poza tym, zadecydowały też inne
względy. Wybraliśmy Kraków ze względu na ciebie...
- Ale dlaczego akurat ja? Co ja takiego zrobiłam? Czym
zasłużyłam sobie na takie wyróżnienie?
- Poznaliśmy cię z najlepszej strony. Zauważyliśmy, że masz
świetny talent do pracy takiej, jak nasza. Byłaś bacznie obserwowana i zdałaś
wszystkie egzaminy śpiewająco. Poza tym potrzebujemy osoby, która stworzy sobie
zespół w oparciu o doświadczenie. Potrzebujemy osoby, która wie, o co chodzi w
tym biznesie, a przede wszystkim zna realia kraju, którego rynek będzie
analizować i zdobywać. Nadajesz się do tego świetnie i wszyscy członkowie
zarządu poparli mnie w tym. Co o tym myślisz? Czyż nie jest to kusząca
propozycja?
- Kusząca, i to jak jasna cholera! Musiałabym być idiotką,
żeby nie przyjąć takiej oferty. Zgadzam się, bez najmniejszej chwili wahania! -
wykrzyknęłam rozpromieniona i uszczęśliwiona.
Pomyślałam, że życie jednak może ułożyć się po raz drugi.
- Świetnie, że się zgadzasz. A więc ustalone. Zaczniesz od
stycznia, a wszystkie papiery dostaniesz pocztą. W nich zawarta będzie także
lista pracowników, jakich musisz pozyskać, by biuro rozpoczęło pracę. Jeśli
będziesz miała jakiekolwiek problemy, będziemy ci służyć pomocą. Czas do końca
roku wykorzystasz właśnie na przygotowania. Na początek dostaniesz piętnaście
tysięcy miesięcznie do ręki plus premie za każdą kampanię. Aha, byłbym
zapomniał... Proszę, tutaj jest czek. Musisz przecież jakoś przetrwać te trzy
miesiące pracy charytatywnej...
- Ale ja już dostałam czek. Należności zostały uregulowane.
- Ależ oczywiście, wszystko jest w porządku. Ja nie mówię o
wypłacie. Tutaj jest twoja premia specjalna. Należy ci się. - podał mi czek z
satysfakcją, a ja uważnie go obejrzałam. Długo nie mogłam uwierzyć, że to
wszystko jest prawdą.
- Pięćdziesiąt tysięcy euro? Czyżbyście poszaleli? Ja sobie
zasłużyłam? Dobrze sobie...
- No cóż, skoro nie chcesz, nie będę cię zmuszać...
- Ależ nie! Zmuszaj mnie, bardzo chętnie! Jak ja mam wam
dziękować? To takie zaskakująco niesamowite...
- Nie dziękuj nam, tylko sobie. To jest wyłącznie twoja
zasługa, a my tylko zaobserwowaliśmy to, co warto było dostrzec. A propos, ty
się gdzieś umówiłaś na trzecią. Wobec czego szybko podpisuj tę umowę
przedwstępną. Oryginał podpiszemy gdzieś w listopadzie. Na razie to nam
wystarczy... No, a teraz już leć, zanim się spóźnisz i będzie nieprzyjemnie.
- Dziękuję ci serdecznie raz jeszcze! To dla mnie taka
niespodzianka, taki zaszczyt... - podeszłam do niego i pocałowałam do w usta.
Chyba nie było to mądre, ale jednorazowo nie mogło nikomu zaszkodzić.
- W porządku. To ja dziękuję tobie, że pracowałaś z nami.
- Do zobaczenia!
- Pa...
Szarpnęłam
drzwiami od gabinetu Helmuta i po chwili znalazłam się w windzie jadącej na
dół. Chciałam śpiewać i klaskać, skakać
krzyczeć, że jestem bogata, szczęśliwa i zakochana. Życie jest jednak trochę „Modą
na Sukces”...
Siedziałam
przy naszym stoliku w „Windelbuhel...” Na rogu Schwarzenbergplatz i wyglądałam Maćka przez okno.
Po chwili pojawił się jego terenowy samochód. Zaparkował dość daleko od
restauracji, bo miejsc postojowych w jej pobliżu nie było. Mogłam go jednak
doskonale obserwować, bo zatrzymał się na przeciwnym krańcu placu, gdzie był
doskonały widok z okna knajpki. Po chwili jednak znieruchomiałam. Z samochodu
wysiadł Maciej i pospiesznie podbiegł do przednich drzwi pasażera. Otworzył je
nonszalanckim ruchem, i z wnętrza samochodu wysiadła kobieta. Elegancko ubrana,
mniej więcej w moim wieku, ale nie wyglądała na zadufaną w sobie. Nagle jednak
doznałam wstrząsu. Maciej ją pocałował! Nie był to wprawdzie pocałunek
namiętnej pary kochanków, ale z całą stanowczością nie był to pocałunek
przyjacielski czy nawet rodzinny. To nie mogło przejść bez echa! To mną
wstrząsnęło. To podziałało na mnie jakoś niesamowicie dziwnie. Wymienili
jeszcze kilka słów, potem ona poszła w kierunku metra, a on skierował się w
stronę restauracji. Błyskawicznie wypiłam ostatni łyk espresso, zebrałam
torebkę i kwiaty, po czym udałam się do drugich drzwi do restauracji. Wyszłam na północną stronę kamienicy, podbiegłam
do nadjeżdżającej dwójki i pojechałam do domu. Im szybciej skreślę go z mojego życia, tym
lepiej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz