60
Minął już ponad tydzień od wyjazdu Maćka. Do tej pory nawet
się nie odezwał. Ja się w
nim zakochałam, przeżyłam z nim niezapomniany i nigdy wcześniej nie
praktykowany (w taki sposób, rzecz jasna, a nie tak ogólnie) seks, a on nawet
nie dzwoni. Skandal jak stąd do Krakowa...
Zbliża się
koniec pracy nad naszym agencyjnym projektem. Już prawie wszystkie założenia
mamy gotowe. Kampania reklamowa najnowszej linii produktów Ikea jest doskonale
przygotowana. Katalog już pojechał do składu graficznego i mam nadzieję, że na
jutrzejszym spotkaniu całego zespołu dogramy już wszystko do końca. Wrzesień
się zaczął na dobre, bo kalendarzowo to już jest połowa. Dopiero jednak teraz
na poważnie zaczęły opadać liście z drzew, trochę się ochłodziło, a po niebie
przemykało coraz więcej szarawych, jesiennych obłoków. Zaczynało mnie męczyć i
nudzić naprzemiennie mieszkanie w tym ogromnym mieście. Jednak Kraków, pomimo
swoich dziurawych i
ciasnych ulic występujących w wielkim niedomiarze, a co za tym idzie – korków
nieustających, był mi o wiele bliższy i żyło mi się tam o wiele łatwiej. Było
co do tego chyba tylko jedno wytłumaczenie – był mniejszy. Nigdy nie
przywiązywałam się do miejsc, dlatego nie tłumaczę tego tym, że w Krakowie się
urodziła, wychowałam, że tam mam rodzinę, przyjaciół i znajomych. To nie to.
Tamten świat jest chyba bardziej oswojony. Tam mam swojego prywatnego diabła
nad głową. Nie jakiegoś przydzielanego, z ambasady…
Poszłam
dzisiaj na mrożoną herbatę. Usiadłam przy wiklinowym stoliczku nad brzegiem
Dunaju i rozmyślałam. Zastanawiałam się, co będę robiła po powrocie do kraju.
Będę musiała zapewne poszukać jakiejś pracy. Może sprzedam dom i wynajmę jakieś
większe mieszkanie w nowym budownictwie i nieco ciekawszej dzielnicy?
Zobaczymy, do czego zmusi mnie los. Myślałam też dłuższą chwilę o moim
hipotetycznym związku z Maciejem. Ciężko przecież powiedzieć, że to się na
pewno uda. Nie ma co, przecież do tej pory był tylko seks i kilka emocjonalnie
niestabilnych deklaracji. Wierzę jednak, że mam szansę na zbudowanie sobie
nowego, szczęśliwego życia. Jeżeli tylko wszystko będzie toczyło się po tak
dobrej drodze jak do tej pory, będzie wspaniale. Powinno być przynajmniej.
Siedziałam
więc na krześle, wykonanym z prawdziwym kunsztem i pełnym urokliwego wdzięku,
patrzyłam w dal, na falującą wodę, na fruwające w oddali ptactwo, na
przejeżdżające mostami samochody, tramwaje i pociągi metra. Rozmarzyłam się, i
to był prawdziwy relaks, którego nie miałam od kilkunastu tygodni. Pewnie bym
zasnęła, gdyby nie przeraźliwy dźwięk telefonu komórkowego, który gwałtownie
rozdarł zalegającą tę część nabrzeża ciszę. Poczułam się, jak gdyby ktoś
potraktował mnie najmocniejszą porcją elektrowstrząsów. Zerwałam się więc w
popłochu na równe nogi i dobrze, że nie było tam zbyt wielu ludzi, bo i tak
przy tej garstce wyszłam na konkretną idiotkę, która najwyraźniej boi się
telefonu jak diabeł święconej wody. Wygrzebałam z torebki rzuconej na krześle
obok rzeczoną komórkę, spojrzałam na wyświetlacz i ucieszyłam się. Dzwonił
Maciek. Odebrałam więc natychmiast:
- Halo! Cześć, kochanie. – powiedziałam na wstępie.
- Cześć, słońce. Słuchaj, jestem teraz u siostry, ale wracam
do Wiednia w piątek. Spotkajmy się, co? Przylot mam o 16.30. Mogłabyś się ze
mną wtedy zobaczyć?
- Wiesz co… Muszę sprawdzić, bo w piątek mamy posiedzenie
biura projektowego. Będziemy zatwierdzać ostateczną wersję projektu kampanii.
Przyjadą przedstawiciele Ikea Europe i będziemy czynić ostateczne ustalenia. A
potem jeszcze spotkanie z prezesem biura terenowego. Pewnie będą premie. No, i
oczywiście na koniec wielki bankiet, ale na razie nic nie wiem na pewno.
Wstępnie, analizując to, co mamy do zrobienia w piątek mogę Ci powiedzieć, że
powinnam być wolna w okolicach godziny 18. Co myślisz? Wpadniesz po mnie do
pracy?
- Ale się wyprodukowałaś… - skwitował mój monolog – Wiesz co,
ja jeszcze będę musiał zawieść papiery do agencji zaraz, jak tylko wyląduję.
Może umówmy się wstępnie o 19 w „Windelbuhel und Klaps…”, co ty na to?
- Myślę, że w porządku, ale gdyby coś, to jeszcze będę się z
Tobą kontaktować. Ach, i pomyśleć, że za kilka dni
przyjdzie się spakować i jechać do kraju…
- Wiesz co, Lusia. Ja już nie mogę rozmawiać, bo jestem
trochę zajęty, ale zadzwonię jeszcze jutro, hmm?
- No, dobrze. Dogadamy się jeszcze. Więc cię nie zatrzymuję.
Do zobaczenia. Całuję… - przesłałam mu kilka pocałunków, ale w słuchawce, jakby
w tle usłyszałam coś w rodzaju: „Maciusiu, przecież nie mamy już czasu. Choć
już słoneczko…”. Teoretycznie mogłabym sobie coś pomyśleć. Tylko po co?
Wystarczy mi, że się będę potem denerwować i tak już zostanie do piątku. Teraz
chcę jeszcze chwili względnego spokoju…
Starałam się
zachować jakiś spokój, ale to było cholernie trudne. Wsiadłam do pociągu metra,
chciałam dojechać do domu i nareszcie się położyć o jakiejś ludzkiej porze, bo
ostatnie dni w agencji dały mi się szczerze we znaki. Nie dojechałam. Niepokój
dał mi się we znaki o wiele bardziej niż wszystkie wysiłki włożone w
przygotowanie tej kampanii. Wysiadłam na Kagranie z zamiarem zakupienia
papierosów. Od razu wypaliłam dwa, przegryzając je mlecznymi batonikami z
orzeszkami i karmelem. Trochę mnie to uspokoiło, ale tylko trochę. I tylko na
chwilę. Kiedy dotarłam nareszcie do domu , nie mogłam zasnąć. Przewracałam się
z boku na bok i wciąż zastanawiałam się, kim była kobieta, którą przypadkowo
usłyszałam w słuchawce telefonu. Nie dawało mi to spokoju. A jeśli była to
jakaś inna lalka, którą on regularnie posuwa, a z którą pod pretekstem wizyty
biznesowo-rodzinnej pojechał na upojny urlop? A może to była jednak siostra, z
którą przykładowo zwiedzał okolicę albo robił zakupy? Nie, koniec tego! Dość
bezsensownych podejrzeń. Kiedy się spotkamy, zapytam go o tę sprawę, a on na
pewno mi opowie, co i jak. Mam nadzieję, że mnie nie okłamie…
Może jednak pora, by choć trochę się
zdrzemnąć? Na zegarze już po trzeciej. Przecież punkt dziewiąta muszę być w
pracy. Przyłożę się do poduszki i na pewno zasnę. A jak nie, napiję się gorącego
mleka. Zawsze pomagało…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz