59
Często się zastanawiam, jak rozumieć spojrzenia ludzi, którzy
chcą nimi coś wyrazić, przy tym chodzi o to, żeby konkretny adresat doskonale
zorientował się w sytuacji, a żaden postronny osobnik nie wychwycił nawet
samego faktu niecodziennego spoglądnięcia. Pomyślałam jednak chwilę i
zdecydowałam, że trzeba coś wykombinować. Wróciłam do kuchni, sprzątnąć do
końca blaty, a gdy tylko ciotka zasiadła na powrót z gośćmi, wyjęłam z kieszeni
komórkę i już miałam włączyć edytor tekstu, gdy nagle telefon zaczął wibrować.
Dostałam wiadomość. Szybko otwarłam ją i przeczytałam:
Czekam na ciebie na parterze. Zejdź szybko. Musimy
porozmawiać. Całuję.
Była od Maćka. Nie miałam najmniejszego wyboru, a nawet,
jeżeli bym miała, to nie miałabym zapewne najmniejszej ochoty wybrać cokolwiek
innego niż spotkanie z nim. Trzeba było jednak włączyć szybkie myślenie.
Musiałam się jakoś wytłumaczyć, po jaką cholerę wychodzę z domu o tak późnej
porze, dodatkowo w niedzielę. Pomysł okazał się prostszy i bardziej banalny niż
ustawa przewiduje. Otworzyłam szafkę, wyjęłam prawie pełny worek na śmieci i to
był mój pretekst. Wzięłam jeszcze z wieszaka w kuchni klucze do pralni, tak
profilaktycznie. Wyposażona w ten zestaw, stanęłam w drzwiach do salonu:
- Ciociu, ja idę wyrzucić śmieci, a potem podejdę do metra i
kupię sobie papierosy w automacie. Wrócę za jakieś pół godziny.
- Dobrze... A to ty palisz, dziecko?
- Od czasu do czasu, kiedy najdzie mnie ochota. Ostatnio w
pracy robi się coraz bardziej nerwowo, bo zbliża się termin naszego projektu i
konferencja, więc wszyscy chodzą na rzęsach. No, i jakoś tak nerwówka mnie
dopadła też i zaczęłam trochę częściej niż tylko na imprezach.- rzuciłam z
przelotnym uśmiechem – Poza tym trochę boli mnie głowa, dlatego dobrze zrobi mi
spacer. Na wszelki wypadek wezmę klucze i pożegnam się z państwem.
- W takim razie dobrze. Weź może jakiś proszek.
- Już wzięłam – rzuciłam na koniec, po czym pożegnałam się
grzecznie z państwem Chajczylskimi, po czym wyszłam.
Zbiegłam na dół schodami. Na parterze, przy windzie,
faktycznie czekał na mnie Maciek. Był już wyraźnie znudzony i z rozluźnieniem
opierał się o ścianę klatki schodowej. Ujęłam jego dłoń i pocałowałam go w
policzek:
- Dziękuję, że przyszłaś, skarbie.
- Jak mogłabym nie przyjść, skoro mnie poprosiłeś. Co chcesz mi
powiedzieć? O co chodzi z twoim wyjazdem? Dlaczego nie powiedziałeś?
- Faktycznie, głupio wyszło. Prawda jest taka, że mój wyjazd
był od dawna zaplanowany. Muszę pojechać do kontrahenta, a potem odwiedzić
siostrę pod Uppsalą. Trochę skłamałem, że tak nagle ktoś do mnie zadzwonił.
Faktycznie to była tylko kobieta z portu lotniczego, żeby przypomnieć o
rezerwacji.
- No, nie wiedziałam, że w Austrian Airlines mają taki
cudowny system. - powiedziałam z lekkim przekąsem, bo poczułam się jednak
trochę urażona. Skoro już się ze mną przespał i skoro już mi zawrócił w głowie,
to mógł chociaż powiedzieć, że wyjeżdża. Chyba powinnam mieć mu to trochę za
złe...
- Nie mają, ale można zamówić za dopłatą. Ja o pewnych
rzeczach nie pamiętam. Ale mam nadzieję, że nie zapragniesz się kłócić teraz.
Mamy raczej niewiele czasu, bo muszę się jeszcze spakować. Co teraz będziemy
robić?
- Wiesz... - stwierdziłam zalotnym tonem – Ja tam nie wiem,
co ty masz w planie, ale ja mam klucze od pralni na dole...
- Hmm, propozycja jest kusząca czy mi się tylko wydaje? -
zapytał, chwytając mnie za pośladek
- A jak ci się wydaje, mój ty fotografie głupi?
Po chwili,
czule pieszczona po moich piersiach i całowana z największą namiętnością po
szyi, usiłowałam włożyć klucz do zamka, a następnie otworzyć drzwi. Kiedy
zdołałam zapalić światło i zamknąć drzwi na zasuwę, Maciek zdejmował już
koszulę, wciąż nie przestając mnie całować. Zerwał ze mnie bluzkę, potem
rozpiął mi spodnie, które delikatnie zsunął z moich nóg, całując przy tym moje
stopy. Za chwilę rozpiął mi stanik, a ja w zamian za to zajęłam się
jego paskiem od dżinsów. On delikatnie ściągnął ze mnie figi, a ja z niego
slipy, i gdy posadził mnie na pralce, wcisnął we mnie energicznie swojego
penisa, wszystko przestało się liczyć. To było takie cudownie niecodzienne, że
chciałam w tym trwać najchętniej w nieskończoność. Nigdy nie przypuszczałam, że
przeżyję tak wspaniałą chwilę w jakiejś ogólnodostępnej pralni, gniotąc się
niemiłosiernie na kanciastej powierzchni pralki.
Kiedy
ubraliśmy się, i wyszliśmy bez słowa na klatkę, zapytałam dyskretnie:
- Kiedy wracasz?
- Myślę, ze uda mi się za jakieś dwa tygodnie. Może trochę
dłużej... - odrzekł zmartwionym głosem.
- Co?! O, nie! Kategorycznie się nie zgadzam. Obawiam się, że
mogę tutaj tyle czasu bez ciebie nie wytrzymać. To jest nie do przyjęcia.
- Przecież mnie też nie będzie łatwo. Umrę chyba z tęsknoty.-
powiedział, spoglądając mi w oczy.
Potem pocałował mnie raz jeszcze tego wieczoru, wsiadł do
samochodu i odjechał, a ja poszłam z workiem pełnym śmieci do pobliskiego kontenera.
Z tego wszystkiego zapomniałam o papierosach, a wtedy przydałyby się z
pewnością. Czy to może być miłość? Przekonam się, mam nadzieję, jak wróci...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz