57
Ciotka żywo i z wielką ochotą zabawiała gości, a ja
dochodziłam do siebie, traktując się parą podgrzewanego kremu z kury i
borowików. Jedną ręką mieszałam w wielkim rondlu, a drugą ściskałam kurczowo szklankę
z zimną wodą, którą miałam ochotę natychmiast się oblać. Co ja mam zrobić? Na
obiedzie prawie się nie odzywałam, chyba że, skądinąd szalenie sympatyczna,
pani Helena o coś nie zapytała. Zwyczajnie i totalnie czułam się idiotycznie.
Maciek też był jakiś zawstydzony. Nie, oczywiście nie chodziło o to, że jakoś
tak żałowałam tego, co się stało w nocy, ale jednak to było jakieś takie…
Dobra, zawstydziłam się jak jasna cholera. Nie wiedziałam jakim sposobem mogę
się ulotnić z tego towarzystwa. Chciałam iść na spacer, albo w ogóle iść nad
rzekę, rzucić się w przepastne tony Dunaju i mieć nareszcie święty spokój od
wszelkich dziwacznych sytuacji. Po podaniu kawy i zjedzeniu ciasta grzecznie
przeprosiłam towarzystwo i spokojnym krokiem udałam się do łazienki. Stanęłam
przed lustrem i zrobiłam to, co zwykle robię w takich sytuacjach, jak ta. Ta
czynność, dla każdego postronnego obserwatora, może oznaczać ni mniej ni więcej
jak tylko tyle, że jestem kompletnie stukniętą wariatką. Cóż, ja sobie z tym
radzę i nie narzekam. Jak
zwykle wobec tego stanęłam przed lustrem, zbliżyłam do niego prawą dłoń i
wyciągnęłam w górę środkowy palec. Wiecie, że ja wiem, że diabeł, który
lewituje nad moim durnym łbem, jak zwykle się wypnie i nie zrobi sobie nic z
mojego palca, ale ja przynajmniej będę miała lepsze samopoczucie.
Umyłam
twarz, żeby otrzeźwieć i zacząć myśleć logicznie. Przecież to jakaś dziecinada!
Nie mogę przez cały wieczór zachowywać się jak jakiś dziewiętnastowieczny, zabytkowy
podlotek, który oblewa się rumieńcem na sam widok młodzieńca, który ją
przeleciał w stodole poprzedniego wieczoru! Jestem w ostateczności dorosłą
kobietą, w wieku co najmniej średnim, a to przecież w jakimś stopniu
zobowiązuje, nieprawdaż? Należy tam bezwzględnie wrócić i przejąć inicjatywę,
bo inaczej na drętwa wieczornica zamieni się w jakieś gorzkie żale. Starłam
wodę z policzków, przejechałam grzebieniem po nieco zwichrowanych włosach,
wstałam z wanny i już miałam wychodzić, gdy w drzwiach zderzyłam się niemalże z
Maciejem. Przez głowę przeszła mi tylko jedna myśl:„Ty bucu! Jeśli widziałeś,
co tutaj wyprawiałam, to lepiej mnie natychmiast pocałuj, to może Ci daruję!”
Oczywiście się powstrzymałam od tego typu stwierdzenia. Dałam więc upust
zaskoczeniu w nieco bardziej cywilizowany sposób:
- Długo tutaj stoisz? – spytał wprost, krótko i węzłowato.
- Jakąś chwilę. Czemu pokazałaś „fuckera” swoim włosom? Nie
chcą się ładnie układać, czy jak? – odrzekł szczerze się zaśmiewając.
Stał sobie oparty o ramę drzwi, w błękitnych dżinsach,
granatowej, bawełnianej koszuli narzuconej na biały T-shirt i tych wspaniałych,
skórzanych kowbojkach na nogach. Wyglądał tak nonszalancko… No, piękny,
zabójczo piękny ten Maciek, a ja normalnie umieram już teraz, jak go widzę.
Mogłabym się z nim kochać wszędzie, gdzie akurat naszłaby go ochota. Teraz też
mogłabym. Chciałam. Pragnęłam tego jak niczego dotąd. Jak nigdy wcześniej.
Niestety jednak należało wykazać się zdrowym rozsądkiem i powściągnąć emocje.
Rozmowę należało kontynuować.
- No wiesz! Taki nietakt z twojej strony? Tego bym się po
Tobie nie spodziewała – odparłam, również się uśmiechając. – Kiedyś ci to
wszystko wytłumaczę, a na razie chyba powinniśmy wrócić do twoich rodziców i
mojej ciotki, zanim nas dokumentnie zeswatają.
- Nie żebym nie chciał, ale faktycznie, wolałbym, żeby to
była nasza decyzja, a nie kogoś tam gdzieś. A właśnie, jest pewien problem.
Przecież oni nie mają pojęcia, że my się doskonale znamy!
- No fakt…- w moim głosie zabrzmiało chyba zastanowienie. Też
o tym myślałam przez chwilę, ale żadnych wniosków nie wyciągnęłam. Może Maciek
coś wykombinuje. – Może opowiemy im, w jak beznadziejnie głupich
okolicznościach się poznaliśmy? Słowo daję, będę swoim prawnukom o tym
opowiadać, bo jak dotąd nic bardziej idiotycznego mnie w życiu nie spotkało.
No, może poza mężem – gejem…
- Nie myśl o tym. Chodźmy, co? Pogadamy z nimi, a potem
wymyślimy, jak się stąd wycofać. Kocham cię. – powiedział. Pocałował mnie w czoło, podał mi rękę i
poszliśmy w stronę salonu. Zanim nas jednak zobaczyli, wciągnęłam go do kuchni:
- Ja ciebie też, Jake… Ale pamiętaj, że oni nic nie wiedzą.
Więc zachowujmy się jak kumple, a teraz pomóż mi z tym sokiem. Muszę jeszcze
wyjąć lody i bitą śmietanę…
- Dobra, już otwieram…
Zaopatrzeni w niezbędne słodkości, ruszyliśmy gęsiego do
stołu.
Zastanawiałam
się właśnie, jak by tu zacząć nowy wątek rozmowy, wspólnie ustalony przed
momentem w kuchni, gdy do akcji niespodziewanie wkroczył Maciek:
- My z Luśką to się właściwie znamy… - zaczął rozluźnionym, a
zarazem nieco zaniepokojonym tonem.
Słusznie skądinąd, bo przecież nie mógł przewidzieć reakcji
naszych współbiesiadników. No, ja mogłam przewidzieć reakcję ciotki, która
natychmiast odstawiła filiżankę z herbatą i obrzuciła nas badawczym
spojrzeniem. Najpierw mnie, potem Maćka, potem znowu mnie, a potem to się
postanowiła napić tej herbaty zielonej. Chyba nie mogła do końca uwierzyć w
tego typu zbieg okoliczności.
Rodzice
Macieja zareagowali jednakże o wiele bardziej przewidywalnie niż ciotka. Po
prostu, najzwyczajniej w świecie wytrzeszczyli oczy ze zdziwienia. Po chwili
dość nieprzyjemnego milczenia ktoś nareszcie postanowił przejąć inicjatywę, Był
to mianowicie pan Henio, mąż pani Helenki, ojciec Maćka:
- No, toż to dopiero niespodzianka! Ale jak to się stało?
Gdzie żeście się poznali? Opowiadajcie, bo to musi być jakaś szalenie ciekawa
historia!
- No, właśnie! Opowiadaj, Lusia. To musi być bardzo
interesujące. Opowiadajcie oboje!
Rzuciliśmy
po sobie wymownymi spojrzeniami i od razu dostrzegłam, że to Maciek chce
zacząć. Nie protestowałam więc, a jedynie postanowiłam wyczekać odpowiedni
moment, by wtrącić się w tę „szalenie ciekawą” opowieść. Machu nabrał powietrza
w płuca, poprawił się wygodnie w fotelu, upił łyk soku i rozpoczął naszą
dziwaczną historię:
- To było kilka miesięcy temu. Robiłem akurat zdjęcia w
krakowskiej Ikei, a Luśka z kolei przyjechała tam na zakupy. Wtedy zdarzył nam
się taki niespodziewany wypadek…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz