sobota, 24 sierpnia 2013

Diabeł nad moją głową. Odcinek 21

21

            Tak oto, a przynajmniej takie miałam nieodparte wrażenie, umarłam. W zasadzie to chyba nie byłoby w tym nic strasznego, bo przecież, o ile się nie mylę, miałabym wszystko jakby lekko z głowy. Jednakże, jak to w życiu Luśki często bywa, nic podobnego nie nastąpiło. A szkoda, bo rozmowa w tej całej sprawie nie była dla mnie czymś, co chciałabym niezaprzeczalnie przeżyć.
            Tak sobie leżałam na tej zterakotowanej posadzce, zimnej jak cholera, bo przecież latem nie używa się ogrzewania podłogowego, i zaczynały do mnie docierać dźwięki, które wypowiadały otaczające mnie osobistości. A kiedy już zaczęłam powoli rozumieć, co kto do mnie próbuje powiedzieć, starałam się jak najmocniej zaciskać powieki tak, aby tylko przypadkiem nie zauważyli, że jakoby się zaczynam budzić czy coś. Przecież to byłby mój koniec. Koniec niestety nastał:
-  Luśka, cholera, przestaniesz wreszcie udawać! Przecież widzę, że coraz mocniej zaciskasz oczy tylko po to, żeby uniknąć tej rozmowy. Tego się nie da uniknąć, naprawdę. Wstawaj więc     i dokop gnojkowi! – powiedziała Agatka na moje lewe ucho. I dobrze, że na ucho, bo chybabym ją ukatrupiła jakimś pobliskim tępym narzędziem, czyli chińską wazą albo telefonem, jak to się mówi, stacjonarnym. Po prostu by mnie wysypała w takiej sytuacji. A ja bardzo nie chciałam być wysypana, bo jeszcze rozsypałabym się do reszty, jak taki zameczek z piasku na plaży. W tej sytuacji jednak doszłam dosyć szybko do wniosku, że Agata, jak zwykle zresztą, ma cholerną rację. Cóż było robić. Otworzyłam oczy, poczekałam, aż mi odpowiednio zakomodują soczewki, rozglądnęłam się uważnie i nagle poczułam takie obrzydzenie, że aż dostałam mdłości, bo oto pochylał się nade mną, pomijając wszystkich członków rodziny, także ten kochanek mojego jeszcze niestety obecnego męża. normalnie jeszcze nigdy nic nie zadziałało na mnie w ten sposób. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam. Najpierw pobiegłam do łazienki, gdzie spowodowałam odór, fetor czy ja to tam jeszcze inaczej nazwać, no i przede wszystkim wypróżniłam żołądek. po prostu zwyczajnie zwymiotowałam, przyznaję, że dosyć solidnie. Następnie przepłukałam usta, ale stwierdziłam ponadto, że należałoby je także zdezynfekować. Zbiegłam więc po schodach i bez zatrzymania wpadłam do salonu. Dopadłam tam  barku, w którym jeszcze znajdowały się trunki, bo wbrew pozorom normalnie to ja bardzo rzadko pijam alkohole. Nie żeby znowu wcale nie pić, co to, to nie! Ale z kolei nie upijam się. No, czasami      i tylko troszeczkę. Taką naprawdę maleńką troszeczkę. Tyci, tyci po prostu. Ja wiem, że tylko winny powinien się tłumaczyć, a ja przecież nie mam niczego poważnego na swoim prawie nie używanym sumieniu. Wyszperałam więc trunek wysokoprocentowy, który da mi jeszcze większego kopniaka. Z powodzeniem. Wybór padł na koniak, bo tylko on mieścił się w swoim szklanym domku w takiej ilości, której mi nie zabraknie. Pociągnęłam kilka słusznych łyczków (oj, biedny dzisiaj będzie mój żołądek kochany i jedyny...nadkwasota murowana...) i z butelką w dłoni, w wielkiemu zdziwieniu wszystkich zebranych, wkroczyła odważnie i z powagą do przedpokoju. Wtedy jeszcze nie miałam najmniejszego pojęcia, co mam komu powiedzieć           i zrobić, ale moje niezawodne przekupy rodzinne (w domyśle Mama i Teściowa) obmyśliły wszystko za mnie, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
- Luśka, dziecko kochane, opamiętaj się! I po co ci ta butelka!?!
- Przecież w ten sposób i tak niczego nie załatwisz...
- Co ty, na Boga, chcesz zrobić!...
- Lusieczko! Teściowa do ciebie przemawia! Zastanów się dobrze, zanim podejmiesz jakieś kroki...
- Matki, proszę o absolutną ciszę! Ja tu właśnie mam zamiar sprawę domową rozwiązać. Żadnych lamentów, płaczów, i proszę mi nie przeszkadzać.
- Lusia, co Ty wyrzucasz w tych worach? I dlaczego wyrzucasz moją walizkę? Czy robiłaś porządki w swojej szafie? – Euzebiusz zaśmiał się co najmniej jak skończony idiota.
- Ty milcz, gnojku jeden...
- Ale, Lusia...
- Powiedziałam, zamknij się, palancie cholerny!!! Najpierw PAN mi się przedstawi. Bardzo chętnie poznam
            I tutaj pani nieco się wyraz twarzy zawiesił. „Ciekawe, co teraz zrobicie, cioty wy jedne!”
- Yyy...więc jestem Tomasz. Tomasz Kanalski. Jestem kolegą Zibiego ze studiów i jeszcze wcześniejszych czasów. Pracowałem kilka lat w Zurychu, ale niedawno wróciłem do polskiej filii naszego banku. Teraz mieszkam w Wieliczce.
            Pan podał mi rękę. Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałam, co zrobić. Na wszelki wypadek podałam swoją. Grono obserwatorskie z niepokojem kontemplowało nad moimi poczynaniami.
- Poniekąd mi miło. Może dlatego, że nareszcie wiem, z kim mój małżonek obściskuje się przed moim domem. Tak, miło pana nareszcie poznać. Przepraszam pana na moment – i tu podeszłam do jeszcze niestety męża, na którego twarzy pojawił się cytrynowy grymas – Wiesz, mężu jeszcze niestety...W życiu jest tak, że jak się komuś ufa, to się różne rzeczy jest w stanie przebaczyć. Ja Ci już nie ufam, skarbie. W związku z tym zabieraj wszystkie swoje rzeczy, które zapakowałam. Czekają przed wejściem. Zabieraj je i nie waż się więcej pokazywać w tym domu, dopóki się z niego nie wyprowadzę. Tak więc, podsumowując wszystko, co powiedziałam do tej pory: WYNOŚ SIĘ STĄD I NIE WRACAJ! W moim życiu nie ma już miejsca dla Ciebie, za to myślę, że w życiu pana Tomasza jest go aż nadto. Naprawdę nie chcę słuchać żadnych tłumaczeń. Po prostu idźcie już sobie. Oboje. Aha, i jeszcze jedno: o terminie rozprawy rozwodowej zostaniesz w swoim czasie poinformowany. I nie próbuj żadnych sztuczek. Każdy sąd da mi rozwód bez najmniejszego problemu i ty w tej sprawie nie będziesz miał nic do powiedzenia. Życzę wam nieszczęścia i samych zmartwień. No, więc żegnam. Przepraszam, że nie poczęstowałam koniaczkiem, ale panowie już przecież wychodzicie.
- Jak mogłeś, Euzebiusz. Przecież miałeś do tego nie wracać...
            Najgorsze jednak dopiero się stało. Do domu weszła Mania. Ją też wstrząsnęło.
- Dlaczego okazałeś się taką świnią, ojciec? I nic mi nie tłumacz. Zjeżdżaj po prostu. Nara. Może kiedyś będę w stanie z Tobą o tym pogadać, ale chyba w następnym wcieleniu.
            Mańka podeszła do mnie, wyjęła mi z ręki butelkę i pociągnęła sobie koniaczku. W tak zwanym międzyczasie sami zainteresowani faktycznie wyszli. Byłam tak zmęczona, że nie protestowałam już przeciwko niczemu. Zanim poszłam na górę, by paść na łóżko i zasnąć, Agata szepnęła do mnie: Brawo, Lu! Dobrze mu pokazałaś. Tylko teraz nie wymięknij...
            Nie wymięknę. Będę twarda. Jutro się wykąpię. No i spotkamy się z Jackiem Twistem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz