Kawałek trzeci...
Od
początku do końca tego burzliwego wiązania chemicznego Gerta nie wiedziała,
skąd Reinhard jechał. Od razu wpadł jej w oko jak wiosenne pyłki i złamana
rzęsa. Wlepili w siebie spojrzenia jak dwa gekony upatrujące jednej i tej samej
muchy. Była przecież ubrana w jednoczęściowy zielony papierek, ta mucha. Muchą
w tym momencie dla Reinharda była bezsprzecznie Gerta, a dla Gerty muchą były
bezsprzecznie narządy Reinharda, jego pyszny zestaw śniadaniowy, który zapewne
smakował tym lepiej, że możliwie nie usunął jeszcze resztek sosu z poprzedniego
śniadania. Pod papierkiem Gerty występowały gościnnie dwa kokosowe elementy
ozdobne, wypukłe, zachęcające, gotowe co rozłupania, roztłuczenia,
rozgryzienia, wyssania wszystkiego ze środka i wychłeptania całego pysznego
mleczka, będącego widocznym objawem rozkoszy. A więc gekon z naprzeciwka
obserwował ją całą drogę, wnikliwie lustrując całą zawartość opakowania, co
tylko się dało dojrzeć. Dżinsy mu pulsowały, one też chciały dojrzeć. W
zasadzie z Berlina do Magdeburga przez Potsdam jedzie się niezbyt długo koleją.
Ten czas jednak w zupełności wystarczy, by odwinąć papierki. Potem się te dwie
nagie czekoladki uciera razem w jednolitą, kleistą od potu i rozkoszy masę.
Gerta czuje wilgoć. Poczuła, że jej się tu i ówdzie zawilgaca. Im bardziej ten
dżinsowy gekon z naprzeciwka przeszywał ją swoim świdrującym spojrzeniem, tym
ona bardziej czuła się mokro. To obrzydliwe, ja wiem, ale przecież o pewnych
sprawach nie można mówić pięknie, jeśli są obrzydliwe. To tak, jakby mówić o
gównie, że tak wiosennie pachnie. Idiotyczne. O pieprzeniu też nie można mówić
ładnie, bo ono nie jest ładne. Ładny jest seks, choć też nie zawsze. Pieprzenie
to taki niechciany bękart ludzkości, wydaje się, że jeśli ludzkość go wrzuci do
komórki pod schodami, to wtedy jego nie ma. Puknięci i stuknięci jednocześnie,
jak mamę kocham. Ostatecznie jakie to ma znaczenie? Zasadnicze, proszę państwa,
zasadnicze! Bo skoro młoda kobieta poci się od stóp do krocza na widok co
najmniej starszego od niej łysielca, to jak Boga kocham, świat się kończy,
staje na głowie, a ja bym najchętniej wysiadł. Szkoda, że ani drzwi, ani
klawisz przystanek na żądanie, nie dają od siebie niczego żądać w tym życiu.
Gekon Reinhard lustrował Gertę jak sędzia trybunału, od dekoltu, przez brodawki
piersi (które nad wyraz się uwypukliły, przyprawiając o nadciśnienie każdego
kutasa w najbliższym otoczeniu), na ujściu sukienki skończywszy. Kiedy wstał, i
opuścił przedział, Gerta już cała przesiąknięta samą sobą na wskroś oraz w
innych kierunkach geograficznych, poszła za nim. Za wiekiem tego mężczyzny
przemawiało wszystko. Wszystko poza jego tyłkiem, szczupłym i niemal
młodzieńczym. No, teraz to już Gertę napadł wodospad pragnienia. Nogi jej się
ugięły, a następnie ścisnęły, bo już myślała, że popuści. On wszedł do środka,
a ona jak podlotek stała przy drzwiach i słuchała dźwięków wydalania. Z
rozkoszą pochłaniała odgłos każdej kropli moczu upadającej na stalową
powierzchnię sedesu. Wreszcie, nareszcie, nastąpiła kulminacja, a zawilgocenie
powietrza osiągnęło stopień porównywalny z lasami deszczowymi. Przebierając
nogami zastąpiła mu drogę w otwartych drzwiach. Stary wyga, doskonale ją
wyczuł. Świetnie wiedział, co się robi z dwudziestolatką, która przebiera przed
mężczyzną nogami. Ukradkiem sprawdził, jak się ma sytuacja na froncie, a następnie
silnym ruchem wciągnął przemoczoną w kroku dziewczynę do kabiny. Drzwi
seksualnej garderoby zatrzasnęły się, rygiel został szybko zaryglowany. Wrzucił
dziewczynę jak worek ziemniaków, wprost na kolana umywalki kompaktowej, gdzie
przystąpił do rozchylenia szeroko nóg. Jej nóg, nie swoich. Potem nastąpił
monolog ciała mężczyzny. Szybki i oszczędny w formie, jednak nad wyraz
konkretny. Koronki, którymi przyozdobiona była płeć Gerty, przestały być w
ogóle potrzebne, zresztą i tak były przemoczone. Więc mężczyzna zdjął je w tak
zwanym międzyczasie. Głośne ssanie sutków to tylko jedna z części tej całej
zabawy, a Gerta tylko syczała. Jęczała ponadto przeciągle, a jej głowa
stukotała miarowo i jednostajnie o położone zaraz za nią lustro, będące
mimowolnym świadkiem tych mało zachęcających zdarzeń. Mężczyzna w tym czasie
miarowo przemieszczał się po z góry założonym torze ruchu. Tam i z powrotem. Ściskał
dodatkowo jej pośladki. Ukłucia jego były właściwe, doskonale dobrane do jego
warunków. Gerta mogłaby się w tamtej chwili ogłosić astronomem, bo widziała
gwiazdy, z całą pewnością. Mogła się jeszcze do tego uważać za astrologa, też
bez zbędnej skromności, bo, co pozostaje bezsprzeczną prawdą, potrafiła w owym
czasie z tych gwiazd czytać. Wyczytała w nich powiew ogromnej ekstazy, której
nie doświadczyła jeszcze nigdy dotąd. W pewnym momencie już nie do końca
wiedziała, w którym miejscu między jawą a snem się właśnie znalazła, ale gdy
skończył, była na niego prawie bezgranicznie wściekła, miała ochotę uderzyć go,
ale tylko wbiła w niego palce, a właściwie paznokcie. On więc uderzył ją. W
twarz, dla odmiany. Wyjątkową ją to nie poruszyło, poza tym, że zapragnęła
tylko więcej i więcej tych jego ukłuć. Jej płeć żądała jego dłuta. Na próżno.
Nie pocałował jej, obmył sobie tylko pałę, którą potem umieścił w sakwie swoich
niebieskich dżinsów. Gerta w rewanżu umieściła na swoim miejscu koronki, i
poprawiła zewnętrzne opakowanie. Przez całą drogę nie zamienili ze sobą ani
jednego słowa, a mimo to z dworca kolejowego odjechali jedną taksówką do jego
mieszkania. To tam ostatecznie Gerta spędziła weekend, odwołując swoją wizytę u
przyjaciół pod pretekstem grypy. Tam też dowiedziała się, że jej powód do
zadowolenia kilkakrotnie siedział za pobicia i rozboje, że jest po rozwodzie,
że ma dwójkę nastoletnich dzieci. Oraz, że seks w wagonie kolejowym to tylko
przystawka, co akurat najbardziej ją poruszyło. Dosłownie. Kiedy już Reinhard
wykorzystał cały dostępny arsenał oferowany przez Gertę, przymierzając swojego
członka partii do wszystkich otworów ciała dziewczyny, oraz gdy cały dostępny
czas się skończył, przyszła niedziela. Gerta wróciła pociągiem do Berlina, w prezencie
podróżnym dostała pocałunek i luźno rzucone wyznanie czegoś w rodzaju miłości,
bo to było raczej odniesienie do tego, że fajnie się ją posuwa, czy coś. I tak
mijały wieczory i poranki, przez prawie trzy miesiące. Spotkała się z nim
jeszcze kilka razy. Raz u niego. Potem okazało się, że kogoś puknął. Ale tak
aseksualnie całkiem. Znowu wylądował na dołku, a dołki Gerty zostały samopas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz