28
Następnego dnia, zgodnie z wszelkimi ustaleniami wynikającymi
z kalendarza gregoriańskiego (bo juliański to chyba w Rosji), nastąpiła
niedziela. Niedziela generalnie minęła całkowicie do chrzanu, a to za sprawą tego
całego obiadku u rodziców. Oczywiście w zastępstwie za męża, jako że go nie ma
i więcej już nigdy nie będzie, poszli ze mną Marek i Agata. Dlaczego nie?
Przecież są dla mnie prawie jak rodzina. W zasadzie to ani Mama, ani tym
bardziej Tata, nie byli specjalnie zadowoleni, a już kiedy wyszło, że Prosiak u
mnie na razie mieszka... Całkowite niezrozumienie sytuacji. Tylko, że ja nie
wiem w ogóle, czym ja się przejmuję? Oni mnie nigdy w życiu tak naprawdę nie
rozumieli. Czego więc teraz od nich oczekuję? Chyba nie mam czego od nich teraz
oczekiwać. Tak już mam, i trudno. Warto jednak na chwilkę zatrzymać się przy
tym całym obiedzie, bo... Właśnie, dlaczego ja chcę wam opowiadać o tym
cholernie nudnym i wnerwiającym mnie obiedzie? Może dlatego, żebyście zgłębili
tajemnicę paranoi w mojej rodzinie? A może dlatego, żebyście namacalnie
zobaczyli, że z moich rodziców można się tylko i wyłącznie śmiać, bo robić sobie z nich coś...nie, to nie byłby
dobry pomysł. Ich dobrymi radami wybrukowane jest nie wiem co, bo piekło jest
dla nich miejscem cudownego zbawienia. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale
za każdym razem, kiedy coś strzeliło mi do głowy, aby posłuchać mojej Mamy, a
co gorsza – Taty, wychodziłam na tym jak ten cały Zabłocki na mydle. A już
jeżeli chodzi o jakieś sprawy sercowe, to można naprawdę zapomnieć o
jakichkolwiek poradach, a nie daj Boże, żeby się przypadkiem zacząć im z
czegokolwiek zwierzać. Zwierzenia są dla moim staruszków jedynie powodem do
snucia kolejnych wywodów na temat ich nieomylności, wspaniałości i tego, że
zawsze dobrze mi radzili i dobrze mi życzyli. Od wielu
lat szczerze w to wątpię, a od kilku w ogóle ich nie słucham. Wiem, że należy
szanować swoich rodziców. Ja ich bardzo kocham, a już szanuję ich naprawdę w
całej rozciągłości. Z reguły ma to miejsce z okazji Bożego Narodzenia,
Wielkanocy, Dnia Ojca i Dnia Matki, no i jeszcze kilka razy w roku, gdy
zapraszają nas do siebie na obiad. Szczerze powiedziawszy, to moja miłość i
szacunek słabnie stopniowo z czasem. Znaczy to mniej więcej tyle, że na wiosnę
i z początku lata jej współczynnik jest raczej wysoki, a gdy zaczyna się robić
zimno i blisko do Bożego Narodzenia, moje dobre stosunki z rodzicami psują się
jak stary ser. Nienawidzę świąt. A Wigilii to już nienawidzę w szczególności.
Jak to dobrze, że jest dopiero lipiec...
Obiad jednak
musiał się odbyć, chociaż od jakiejś piątej rano chodziłam po całym domu,
nosząc w obu kieszeniach zamiar odwołania naszego przybycia. Jakoś tak okropnie
mi się nie chciało nigdzie ruszać. Byłam jakaś nieużyteczna zwyczajnie. Taka
zmęczona i wypompowana nie
czułam się chyba od narodzin Mańki. Kiedy pielęgniarka przyszła do mnie
poinformować: „Pani Kowalska, ma pani córeczkę”, stęknęłam podobno jakoś mało
wyraźnie, na co pielęgniarka kazała mi dalej spać. Cóż, poród to poród.
- Co tam, skarbie. Jak się czujesz? Dlaczego jeszcze nie
załatwiasz tego rozwodu. Przecież wiesz doskonale, że to nie może czekać! Takie
sprawy ciągną się wiele miesięcy, a Ty chyba nie masz zamiaru rozwodzić się do
pięćdziesiątych urodzin.
- Matka ma absolutną rację, córeczko. Musisz koniecznie wziąć
się za tę sprawę. To może bardzo długo potrwać, a ty przecież nie pracujesz.
Musisz zacząć szukać nowej pracy, bo inaczej nie przeżyjecie z samych
alimentów. Wiesz, że utrzymanie takiego dużego domu, jak twój, sporo kosztuje.
- Widzisz, Tato ma rację. Utrzymanie domu jest w dzisiejszych
czasach bardzo drogie. Musisz znaleźć taką pracę, żeby na wszystko ci
wystarczyło. Pamiętaj, że masz dorastającą córkę, która będzie miała coraz
większe wymagania. Dlatego po raz wtóry powiadam ci, że koniecznie musisz załatwić sprawę
rozwodu, no i znaleźć dobrą pracę. Może będziesz musiała wyjechać za granicę?
- Mama ma jak zwykle rację. Jeśli będziesz musiała wyjechać,
to my na pewno zajmiemy się Manieczką. Chyba nie myślałaś, żeby zabierać ją ze
sobą? To byłoby niemądre z punktu widzenia jej nauki i zbliżającej się matury.
Zacznij się jednak najpierw rozglądać tu, na miejscu. Może uda ci się
znaleźć coś sensownego na miejscu.
- Tak, niech zgadnę – Tata ma rację. Swoją drogą niezmiernie
mi miło, że tak we mnie wierzycie. Poczułam się tak, jakbym miała nigdy nie
znaleźć żadnej pracy. A tak ogólnie to chciałabym wam uświadomić, że mimo
mojego wyglądu posiadam już sporo wiosen, dokładnie trzydzieści siedem. Wynika
więc z tego, że sama doskonale potrafię poradzić sobie ze swoim życiem.
Rozwiodę się sama, i mam zamiar doskonale sobie z tym poradzić, ponadto sama
też poradzę sobie ze znalezieniem pracy, w co tak opornie przychodzi wam
uwierzyć. Ja wiem, i zdaję sobie z tego sprawę, że nie wyglądam na osobę, która
jest w stanie poradzić sobie w życiu bez męża, pomocy przyjaciół i znajomych,
no i oczywiście bez klosza stworzonego przez kochających rodziców. Otóż po raz
kolejny pragnę was oświecić: pokażę wam, że moje życie jest całkowicie w moich
rękach, oraz że sama doskonale sobie ze wszystkim radzę i będę sobie doskonale
radzić. Nie martwcie się więc o mnie, bo idzie mi świetnie. Jeżeli zaś chodzi o
wasze „dobre” rady, to zachowajcie je dla siebie.
Ta mi się
wydaje, że rodziców troszeczkę zatknęło. Myślę, że nigdy wcześniej nie
powiedziałam im tyle prawdy, co dzisiaj. Zaczęłam się nawet zastanawiać, tak
szczerze, czy aby nie przeholowałam, bo nawet Mańka, która do dłuższego czasu
przestała zwracać uwagę na nasze sprzeczki, podniosła głowę znad książki, którą
czytała po obiedzie, a Marek z Agatą nie
bardzo wiedzieli, jak skutecznie schować się pod stół, aby tylko nikt ich tam
nie zauważył. Nawet mi się troszeczkę głupio zrobiło, ale z kolei – rodzina to
rodzina. Nigdy więcej żadnych tajemnic i żadnego ukrywania prawdy tkwiącej
cierniem w sercu. Zawsze będę już wszystkim mówić, co też o nich myślę. Po co
ja się mam w ukryciu denerwować, jeśli mogę sobie ulżyć rozmową? Do tej pory
nie wiedziałam, ze to jest takie proste. Ale, jak widać, moi rodzice przeżyli i
nadal mają się świetnie, co wskazuje na to, że zbytnio ich nie
zaskoczyłam. W zasadzie to zbierało im się już od dłuższego czasu. Trudno, ja
wiem, że prawda w oczy kole, ale naprawdę nie warto zatruwać się wewnętrznie,
jeśli można trochę pozatruwać innych.
A jeżeli już
wyjadę za tę całą granicę, to z całą pewnością nie pozostawię mojej córki pod
opieką dziadków, bo po moim powrocie mogłoby się okazać, że moje dziecko
przestało być moim dzieckiem, a tego bym najpewniej wcale nie przeżyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz