27
Agata odegrała scenę naburmuszonej żony, w związku z czym
Marek usłyszał tylko ode mnie kilka zdawkowych słów a propos mojego
samopoczucia, życia i innych równie ciekawych sprawach. Zabraliśmy się z
tobołami do bagażnika (znaczy my oczywiście do kabiny, a torby do bagażnika) i
pojechałyśmy do pierwszego lepszego marketu, który zgodziłby się w sobotę o tej
porze uraczyć nas jakimś tam chlebem oraz dodatkami. Trafiło na Tesco, co nie
napawało mnie zbytnią euforią. Nie wiem, dla kogo ktoś kiedyś wymyślił Tesco,
bo z pewnością nie dla żadnego normalnego człowieka. Stanowczo wolę spacerować
z wózkiem po Almie albo czymś, co jest czyste, gustownie urządzone i pachnie
świeżością produktów. Do tej pory zwyczajnie nie robiło mi różnicy, czy wydam
na zakupy dwadzieścia czy też dwadzieścia sześć złotych. Z przykrością jednak
stwierdzam, że
pewnie zacznie mi robić. Znaczy się – robić różnice. Bo w końcu się rozwodzę, w związku z czym stracę
bezdenny wodopój w postaci ogromnej pensji kierownika banku. Swój wodopój też
wysuszyłam, a właściwie należałoby powiedzieć, że zatrułam go jakimiś
chemikaliami, przez co szlag go trafił. Ale i tak woda zawsze miała tam jakieś
bakterie czy coś. W każdym razie udało się, po jakiejś godzinie gehenny z tym
moim prywatnym potworem, wydostać z tego obozu zagłady pól węchowych, dostać
się z pewnego rodzaju produktami żywnościowymi do autka i uciec stamtąd czym
prędzej. No, sobota się powiedzmy skończyła. Jeszcze tylko wieczorkiem
najadłyśmy się tego całego kisielu, co to go Prosiak z krochmalu wyczarował na
mojej kochanej kuchni elektrycznej z sensorami (one są zamiast tych wszystkich
pokręteł, co to się nimi normalnie kręciło), brudząc ją dogłębnie. Nawet
chciałam zaglądać do piekarnika, czy aby czasami tam też nie dostał się
kolorowy Flubber domowej roboty. Kisiel był nawet smaczny, ale też bez
przesady. Może po prostu jestem uprzedzona do artykułów z Tesco? Nie smakował
mi ten ichniejszy krochmal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz