20
Matko kochana! Jakie te chmurki są niezwykłe! A jakie w
dodatku piękne! Nic tylko się bez ustanku przyglądać, jak przesuwają się po
niebie. Wcale się nie dziwię Muminkom, że tak je uwielbiają. Gdybym nie miała w
życiu zajęcia też pewnie patrzyłabym w takie bielutkie, słodziutkie obłoczki...
Ciężko mi się zdecydować, do czego by je tu skutecznie porównać. Być może te
chmurki mają w sobie coś z waty cukrowej... Zdecydowanie mają. Na pewno jest to
ta wspaniała „waciana” konsystencja, bo co do smaku to jakoś nie jestem
przekonana. Pewnie nikt jeszcze nie sprawdzał smaku chmur, ale z całą pewnością
nie są one słodkie, gdyż wiązałoby się to z słodkim opadem deszczu albo śniegu,
a przecież deszcze najczęściej są kwaśne... Z drugiej strony chmurki są jak
takie lody śmietankowe, co to je się kupuje za 7,90 i zażera ze smakiem. Nawet
w reklamie którejś firmy lodowej użyto tego porównania... Niesamowite, jacy
ludzie potrafią być domyślni.
Nic mi
więcej nie chce wpaść do głowy w sprawie chmurek. No to teraz sobie może
popatrzę na dół, bo w zasadzie jeszcze nie wiem, gdzie to się szczęśliwie
znalazłam. A więc sobie
spoglądam: drzewa, wstęga Wisły i taka mniejsza, z boczku, w okolicach
Salwatora chyba...tak, to na pewno wstążeczka Rudawy...a tam, na środku, taka
szarobura plama, co to może być...no to mi wygląda tylko i wyłącznie na centrum
handlowe „Zakopianka”...A może to jest ten plac koło sanktuarium... Już sama
nie wiem. Niby mieszkam tu od dziecka, a się nie orientuję... Może po prostu
Kraków wygląda zupełnie inaczej z góry niż z boku...
Z drugiej
strony – same plusy tu na górze. Cisza, spokój, bez samochodów, nie dzwonią tramwaje, a tym bardziej
żadne tam telefony i faksy, nie ma klaksonów ani syren... Wszystko jest
takie...świeże i czyste. Czasem tylko przefrunie obok kaczka czy inne latające
zwierzę, które wyda kilka ostrych dźwięków, jednakże te dźwięki są jak
najbardziej przyjazne dla ucha i całej reszty. Chyba tutaj zostanę...
Niestety,
stanowczo mogłam się tego spodziewać. Widać, że naprawdę wszystko co dobre,
szybko się kończy. Na chmurce siedzi się bardzo przyjemnie dopóki nie zacznie
zbliżać się jakiś cholerny samolot. Nie można mieć chwili spokoju, takiej dłuższej
chwili oczywiście. Zmuszona perspektywą bardzo bliskiego spotkania z lądującym
Boeingiem 747 uciekłam w popłochu z mojej kochanej chmurki, kierując się, bądź
co bądź, do domku. Poczułam się jak jaskółka, gdy tak spływałam lekko i
schludnie na podwórze mojego miejsca zamieszkania. Tak sobie pomyślałam, że jak
już korzystam ze zdolności latania, to
mogłabym sobie pofruwać ponad moim ogródkiem. Tylko z kolei co by na to
powiedzieli sąsiedzi... A, do diabła z sąsiadami, niech sobie myślą co im ślina
na język (to chyba nie jest
szczególnie trafiony związek frazeologiczny w tym miejscu, tak na moje oko)
przyniesie. Jak nie uwierzą, to zapomną, a jak będą się nad tym głowić, to im
polecę poczytać serię o Harrym Potterze. A niech mają! Obleciałam sobie więc
sprawnie i zwinnie wszystkie zakątki (nie jest ich znowu aż tak dużo) mojego
obejścia, doglądnęłam wszystkie wdzięcznie rosnące kwiaty, byliny czy też
pozostałe krzaczki i drzewka. Po kilku takim niezwykle relaksujących rundkach
zdecydowałam, że należałoby wejść już do mieszkania poprzez dosłowne i
przenośne zejście na ziemię. Tak oto uczyniłam, wciąż słysząc w głowie (już
nawet nie w uszach) coraz głośniejszą rozmowę, dosyć rozpaczliwą, tak na „oko”.
Weszłam po kilku niewysokich stopniach na ganek domu, gdzie zauważyłam, iż drzwi wejściowe pozostawione są
otwarte. Co jak co, ale w moim domu nikt nie zostawia otwartych na oścież drzwi
wejściowych, bo to narusza prywatność domowników, ale mniejsza o te drzwi.
Wsunęłam się cicho do środka i dostrzegłam całą kupę narodu wybranego
klęczącego, płaczącego, biegającego w popłochu niczym w obliczu tsunami
tysiąclecia czy miliona innych plag, na przykład egipskich. Wśród całego tego
towarzystwa zamajaczyła mi postać, która do złudzenia przypominała mi...mnie?
Niee, to jakaś kompletna bzdura! Matko kochana, ja tam leżę, a tu stoję...
Przecież ja jeszcze nie umarłam! A może jednak już umarłam...? A czy po śmierci
można umrzeć drugi raz? Nie, na
pewno nie można! Przecież jak duch może umrzeć. Teraz skojarzyłam całe
towarzystwo i dopasowałam do zaistniałej sytuacji... Mama, Agata, Teściowa, Mąż
wraz ze swoim kochankiem... już wiem... Chyba jednak można umrzeć po śmierci...
Uwaga, duch umiera...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz