środa, 14 sierpnia 2013

Diabeł nad moją głową. Odcinek 17

17

             No i sobie poszłam, a w zasadzie wybiegłam. Cholera zapomniałam się zamknąć w tej łazience. Ja wiedziałam, że Agata będzie miała głęboko gdzieś moje prośby, no i że przywlecze się za mną. Trudno, tak już ma. Chociaż jaj zachowanie ma czasami także dobre strony. Jeszcze zrobiłabym coś głupiego, gdyby nie przyszła...
-  Lucha, Luluńka, no nie marz się już. Będzie dobrze, naprawdę...
-  Gówno prawda! Wcale nie jest i nie będzie dobrze! Cholera, czy ze mną jest coś nie tak?! Co to za jakieś fatum! Ja wiem, że pytanie raz: retoryczne, a dwa: kompletnie bez sensu, ale popatrz: jak dobrze, to dobrze, a jak się wali, to znowu wszystko naraz. Ja tego nie rozumiem...
-  Słuchaj, dobrze, że nie masz małych dzieci. To by dopiero było... A  jak to właściwie było?
-  Wiesz, w zasadzie to gdzieś wyjechał dzisiaj po coś. Nie budził mnie o piątej rano, pożegnaliśmy się wieczorem. Ja jednak sobie wymyśliłam, że zrobię mu niespodziankę: wstałam i wyszłam do okna, żeby mu pomachać. Patrzę przez to okno, a tu Euzebiusz liże się perfidnie z takim, co to wiesz, jak amant filmowy... Brunet, wysoki, budowa Toma Cruisa... Cud-miód ciota, po prostu. I tak mnie zatkało, że leżałam tak do waszego przyjścia. Nie wiem, dlaczego akurat ja... Aż mnie się zwieracze ściskają, jak sobie pomyślę, co robiliśmy poprzedniego ranka, kiedy przyjechał...
-  Luśka, nie płacz i nie myśl już o tym. Jakoś zaradzimy...
-  Pewnie, że zaradzimy. Wyrzucę go dzisiaj z domu, no i się z nim rozwiodę, tylko co potem, bo nad tym jeszcze się nie zdążyłam zastanowić...
- Spokojnie, kochana. We wszystkim możesz na mnie liczyć. Zaraz spakujemy jego rzeczy, zrobimy ci śniadanko...będzie dobrze. No, chodź się przytul. Wypłacz się, ulży ci.
            No to się wypłakałam i po jakichś trzydziestu minutach zaczęłam trzeźwo myśleć. W miarę trzeźwo. Dlatego też zaraz zerwałam się na równe nogi:
-  Mańka! Co jest z Mańką! Przecież musi być załamana!
-  Masz rację, Luśka. Trzeba z nią porozmawiać na ten temat. Może być jej ciężko... Idź do niej, siedzi na tarasie, w winogronie, wiesz...
-  Wiem, znam swoje dziecko na tyle, żeby wiedzieć, gdzie przesiaduje... Oj, przepraszam Cię, nie chciałam nakrzyczeć. Jestem wciąż wkurzona, i to zdrowo.
-  Nie przejmuj się! Ja Cię rozumiem, idź już do Mani. Potrzebuje Cię teraz to Twoje dziecko.
-  No to idę...
            No i poszłam. Mania faktycznie łkała w liście winnej latorośli na tarasie. Podeszłam do niej, choć wcale nie wiedziałam, czy aby dobrze robię. No, ale jak już jest A, to musi być i B       i tak dalej (to też mądrość Taty).
-  Skarbie... Jak Ci?
-  Źle. Daj mi spokój!
-  Mnie też i nie dam Ci spokoju. Parę słów. Tyle...
-  Dobra, jak chcesz. Więc uważasz, że tata jest gejem i ma kogoś. Dobra, ale muszę to zobaczyć. Mówisz też, że ich widziałaś rano. To było chyba mało apetyczne...
-  No, dosyć.
-  Rozwiedziecie się, tak?
-  No...tak. Dziś wyprowadzi się z domu.
-  Ale najpierw porozmawiamy. Wszyscy razem!
-  Widzę, że idziemy w kierunku kompromisu. Dobrze, porozmawiamy. Aha, kiedy ojciec był w Zurychu...
-  Chodzi ci o to, co mówiła Babcia, tak?
-  No, w zasadzie...
-  Ostatnio rok temu, a pierwszy raz jakieś...cztery lata wstecz?
-  Boże, cztery lata...ja się chyba wykończę...
-  Dobra. Wiesz już, co chciałaś. Jeśli o rozwód chodzi, to dobrze. Życzę Ci szczęścia na potem, a teraz zostaw mnie samą. Mam ochotę powyć sobie w samotności.
-  Dobrze, ale pamiętaj, że to dalej będzie Twój ojciec.
-  Ja już, mamo, nie mam ojca...
-  Manuela!
-  No co! Nie denerwuj mnie! To cholerny pedał, a nie ojciec! Niech się goni!
-  Yyy... Idę.
-  I dobrze. Na razie. I niech babcie też dadzą mi spokój. Zaraz idę na rower...
-  No to narazka...
            Powinnam być niezadowolona z postawy córki, ale w zasadzie dusza mi się śmiała  Dobrze mu taaak!!! Niech się goni, w zasadzie! Zobaczymy, jak to będzie.
-  Mańka prosiła, żeby dać jej spokój. Mamo, jedna i druga. Dlaczego tak siedzicie?
            Milczenie
-  Odezwijcie się!
            Milczenie
-  Halo, ja tu jestem! Wymagam terapii rodzinnej!
            Milczenie
-  Dobra, nie rozmawiamy.
            Matki milczały jak zaklęte, ale to dobrze, bo w gruncie rzeczy nie chciało mi się z nimi gadać. Agatka zrobiła śniadanko, które mi baaardzo smakowało. Zadzwonił naczelny:
- Pani Luizo! Co pani wyrabia! Dlaczego nie ma pani tu, w redakcji!? I gdzie są,                do cholery, odpowiedzi na listy...
-  Nie ma. W odpowiedzi na pytanie pierwsze: rozwodzę się z mężem, który okazał się być pedałem. Na pożegnanie: goń się, leszczu! Możesz mnie też zwolnić. I tak Cię nie lubię!
            I tu rzuciłam słuchawkę, a matki jakby olśniło:
-  Mariola!!! Co Ty zrobiłaś?!
-  Rzuciłam pracę, której nienawidziłam. Szczerze i z wzajemnością. A jak się rozwiodę, to sprzedam ten dom i wyjadę na wieś.
-  Słuchaj, Luśka. Chodź Ty lepiej na górę. Spakujemy tego palanta.
-  Świetnie! Chodźmy.
            Matki zostały w kuchni, w głębokim szoku, a my powędrowałyśmy do sypialni. Trudno, kończy się kolejny etap mojego życia. A jutro idę na kawkę z tym fotografem Machem...znaczy z Jackiem Twistem. Boże, dlaczego ja go lubię właściwie...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz