17
No i sobie poszłam, a w zasadzie wybiegłam. Cholera
zapomniałam się zamknąć w tej łazience. Ja wiedziałam, że Agata będzie miała
głęboko gdzieś moje prośby, no i że przywlecze się za mną. Trudno, tak już ma.
Chociaż jaj zachowanie ma czasami także dobre strony. Jeszcze zrobiłabym coś
głupiego, gdyby nie przyszła...
- Lucha, Luluńka, no
nie marz się już. Będzie dobrze, naprawdę...
- Gówno prawda! Wcale
nie jest i nie będzie dobrze! Cholera, czy ze mną jest coś nie tak?! Co to za
jakieś fatum! Ja wiem, że pytanie raz: retoryczne, a dwa: kompletnie bez sensu,
ale popatrz: jak dobrze, to dobrze, a jak się wali, to znowu wszystko naraz. Ja
tego nie rozumiem...
- Słuchaj, dobrze, że
nie masz małych dzieci. To by dopiero było... A
jak to właściwie było?
- Wiesz, w zasadzie to
gdzieś wyjechał dzisiaj po coś. Nie budził mnie o piątej rano, pożegnaliśmy się
wieczorem. Ja jednak sobie wymyśliłam, że zrobię mu niespodziankę: wstałam i
wyszłam do okna, żeby mu pomachać. Patrzę przez to okno, a tu Euzebiusz liże
się perfidnie z takim, co to wiesz, jak amant filmowy... Brunet, wysoki, budowa
Toma Cruisa... Cud-miód ciota, po prostu. I tak mnie zatkało, że leżałam tak do
waszego przyjścia. Nie wiem, dlaczego akurat ja... Aż mnie się zwieracze
ściskają, jak sobie pomyślę, co robiliśmy poprzedniego ranka, kiedy
przyjechał...
- Luśka, nie płacz i
nie myśl już o tym. Jakoś zaradzimy...
- Pewnie, że zaradzimy.
Wyrzucę go dzisiaj z domu, no i się z nim rozwiodę, tylko co potem, bo nad tym
jeszcze się nie zdążyłam zastanowić...
- Spokojnie, kochana. We wszystkim możesz na mnie liczyć.
Zaraz spakujemy jego rzeczy, zrobimy ci śniadanko...będzie dobrze. No, chodź się
przytul. Wypłacz się, ulży ci.
No to się
wypłakałam i po jakichś trzydziestu minutach zaczęłam trzeźwo myśleć. W miarę
trzeźwo. Dlatego też zaraz zerwałam się na równe nogi:
- Mańka! Co jest z
Mańką! Przecież musi być załamana!
- Masz rację, Luśka. Trzeba
z nią porozmawiać na ten temat. Może być jej ciężko... Idź do niej, siedzi na
tarasie, w winogronie, wiesz...
- Wiem, znam swoje
dziecko na tyle, żeby wiedzieć, gdzie przesiaduje... Oj, przepraszam Cię, nie
chciałam nakrzyczeć. Jestem wciąż wkurzona, i to zdrowo.
- Nie przejmuj się! Ja
Cię rozumiem, idź już do Mani. Potrzebuje Cię teraz to Twoje dziecko.
- No to idę...
No i
poszłam. Mania faktycznie łkała w liście winnej latorośli na tarasie. Podeszłam
do niej, choć wcale nie wiedziałam, czy aby dobrze robię. No, ale jak już jest
A, to musi być i B i tak dalej (to też mądrość Taty).
- Skarbie... Jak Ci?
- Źle. Daj mi spokój!
- Mnie też i nie dam Ci
spokoju. Parę słów. Tyle...
- Dobra, jak chcesz.
Więc uważasz, że tata jest gejem i ma kogoś. Dobra, ale muszę to zobaczyć.
Mówisz też, że ich widziałaś rano. To było chyba mało apetyczne...
- No, dosyć.
- Rozwiedziecie się,
tak?
- No...tak. Dziś
wyprowadzi się z domu.
- Ale najpierw
porozmawiamy. Wszyscy razem!
- Widzę, że idziemy w
kierunku kompromisu. Dobrze, porozmawiamy. Aha, kiedy ojciec był w Zurychu...
- Chodzi ci o to, co
mówiła Babcia, tak?
- No, w zasadzie...
- Ostatnio rok temu, a
pierwszy raz jakieś...cztery lata wstecz?
- Boże, cztery
lata...ja się chyba wykończę...
- Dobra. Wiesz już, co
chciałaś. Jeśli o rozwód chodzi, to dobrze. Życzę Ci szczęścia na potem, a
teraz zostaw mnie samą. Mam ochotę powyć sobie w samotności.
- Dobrze, ale
pamiętaj, że to dalej będzie Twój ojciec.
- Ja już, mamo, nie
mam ojca...
- Manuela!
- No co! Nie denerwuj
mnie! To cholerny pedał, a nie ojciec! Niech się goni!
- Yyy... Idę.
- I dobrze. Na razie.
I niech babcie też dadzą mi spokój. Zaraz idę na rower...
- No to narazka...
Powinnam być
niezadowolona z postawy córki, ale w zasadzie dusza mi się śmiała Dobrze mu taaak!!! Niech się goni, w
zasadzie! Zobaczymy, jak to będzie.
- Mańka prosiła, żeby
dać jej spokój. Mamo, jedna i druga. Dlaczego tak siedzicie?
Milczenie
- Odezwijcie się!
Milczenie
- Halo, ja tu jestem!
Wymagam terapii rodzinnej!
Milczenie
- Dobra, nie
rozmawiamy.
Matki
milczały jak zaklęte, ale to dobrze, bo w gruncie rzeczy nie chciało mi się z
nimi gadać. Agatka zrobiła śniadanko, które mi baaardzo smakowało. Zadzwonił
naczelny:
- Pani Luizo! Co pani wyrabia! Dlaczego nie ma pani tu, w
redakcji!? I gdzie są, do
cholery, odpowiedzi na listy...
- Nie ma. W odpowiedzi
na pytanie pierwsze: rozwodzę się z mężem, który okazał się być pedałem. Na
pożegnanie: goń się, leszczu! Możesz mnie też zwolnić. I tak Cię nie lubię!
I tu
rzuciłam słuchawkę, a matki jakby olśniło:
- Mariola!!! Co Ty
zrobiłaś?!
- Rzuciłam pracę,
której nienawidziłam. Szczerze i z wzajemnością. A jak się rozwiodę, to
sprzedam ten dom i wyjadę na wieś.
- Słuchaj, Luśka.
Chodź Ty lepiej na górę. Spakujemy tego palanta.
- Świetnie! Chodźmy.
Matki
zostały w kuchni, w głębokim szoku, a my powędrowałyśmy do sypialni. Trudno,
kończy się kolejny etap mojego życia. A jutro idę na kawkę z tym fotografem
Machem...znaczy z Jackiem Twistem. Boże, dlaczego ja go lubię właściwie...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz