13
Niestety, co już wróżyło same nieciekawe zdarzenia, pan
fotograf postanowił zacząć przesuwać się wyraźnie w moją stronę. tym razem nie
opanowałam się:
- No, no, no! Niech się pan nawet do mnie nie zbliża! Jeszcze
narobi pan większego dziadostwa niż ostatnio.
W tej samej
chwili zaczęłam strasznie żałować tego, co zdołałam z siebie wyrzucić. Ale
trudno – stało się i nie ma co roztrząsać. Będę udawać idiotkę, chyba, że
blondas zaproponuje jakąś inną taktykę. Jak nietrudno się domyślić,
zaproponował.
- A, przepraszam. Pani oczywiście do mnie mówiła, mam
rozumieć? Czy to nie przypadkiem...tak oczywiście! Teraz sobie doskonale
przypominam. To pani padła ofiarą podstępu mojej kamery. Jeszcze raz pragnę
panią serdecznie przeprosić za wczorajsze zajście. Naprawdę nie chciałem. To
tak jakoś niefortunnie wyszło. Ja tak głupio się czuję...
- Ach, niechże pan da już sobie spokój! Było, minęło, nie ma!
Mimo wszystko jednak mam do zapłacenia spory rachuneczek za pańską, jakby to
ująć, złośliwą kamerę. To mnie martwi i napawa ogromną złością względem pana.
Ale nie rozmawiajmy teraz o tym.
- Nie, dlaczego. Niech się pani tą sprawą w ogóle nie
fatyguje! Tu już załatwione. Potrącą mi z dwóch kolejnych pensji. W końcu to
było z mojej winy...
- No, jeżeli mam cyc szczera, to nie mogę tego ukryć. Prawda
jest taka, że narobił mi pan swoją cholerną kamerką mnóstwo kłopotu! Może i nie
wyglądam na osobę, dla której pieniądze stanowią dobro nieosiągalne w większych
ilościach, ale mimo to nie śpię sobie na nich w najlepsze na tyle beztrosko,
aby lekką ręką oddać dług w wysokości dziesięciu tysi. Uff, powiedziałam, co
myślę, a teraz: Luśka jestem. Luśka Kowalska. Może wreszcie spotka mnie przyjemność
poznania pana godności?
- Ach, racja. Ja się w ogóle nie przedstawiłem. Maciej.
Maciej Kukulski. Mówią do mnie Mati, albo Maczu. Zależy. W każdym razie Maciej.
- Miło. Skoro już się poznaliśmy, to niech mi pan...
- Absolutnie się nie zgadzam z tym, co teraz powiedziałaś.
Skoro znamy swoje imiona nie pozwolę, abyś mówiła do mnie na „ty”. W związku z
tym Maciek po prostu. A zresztą, ja
też nie mam w zwyczaju nie używać imion osób, które miałem okazję poznać. Może
być Luśka...? A to jest zdrobnienie od Ludwiki czy Ludmiły?
Tu mnie
zatkało. Facet, nie dość że cud-miód, to jeszcze bezpośredni jak ekspres
„Sobieski”. Chyba się nawet odrobinkę, ale tak dosłownie mini-mini, spłoniłam,
ale to zdaje się jest całkiem normalne. Zaskoczenie nie chciało wyjątkowo się
ulotnić, toteż milczałam wymownie przez pewien czas, po czym doszłam do
niezwykle konstruktywnego wniosku, że w zasadzie czemu nie! Czemu nie? Otóż już
mówię, czemu nie. Otóż ja jednak mam męża, który w zasadzie raczej mnie kocha,
a poza tym szanuje, zadba, poradzi, zbuduje. No i jest Mańka. Z Mańką to jest
całkiem inna para kaloszy. Nieważne, nie będę używać dygresji. Postanowiłam, że
nie będę już dłużej trzymać kowboja w niepewności, bo mu gotowa jeszcze jakaś tam żyłka pęknie
czy jak. Odchrząknęłam więc dyskretnie i...
- W zasadzie...w porządku. Miło mi jeszcze bardziej. Ponawiam
więc pytanie: mógłbyś mi, Maćku, powiedzieć, co ty du porabiasz z tym aparatem?
Bo chyba to nie jest do końca legalne, że fotografujesz towar w sklepie?
- A, wręcz przeciwnie. Nie dość, że stuprocentowo legalne, to
jeszcze słono płacone. Po prostu pracuję u nich jako fotograf. Wykonuję zdjęcia
do nowego katalogu. Każdego po kolei. Najnowszy wyjdzie jesienią, więc
pozostało mi jeszcze troszkę czasu. Najpierw muszę sfotografować stałą ofertę w
sklepie, potem jadę do Szwecji, gdzie zrobię fotki najnowszej oferty meblowej i
nie tylko, a potem kilka tygodni pracy z grafikami i komputerowcami, i tak
powstanie katalog na ten rok. Niezła praca, nie powiem, chociaż strasznie
nudna. Żadnych wyzwań. A właśnie: chciałbym, abyś w ogóle nie zajmowała się
problemem tych paru byle jakich kieliszków i porcelitowych wazoników malowanych
tanimi plakatówkami... To już jest załatwione.
Zaraz, chyba
do mnie dociera. Przecież on coś mówił o potrącaniu z pensji czy jakoś tak...
No jasne! Zapłacił za to z własnej kieszeni. Kurczę, nie było mi tak głupio od
chwili, gdy posądziłam Euzebiusza o zdradę z Janką, też znajomą, jakieś
dziesięć lat temu. Chociaż... Cholera, przecież to jego wina! To on narobił
tego całego zamieszania. To on spowodował, że znienawidziłam ulubione miejsce
zakupów. Niech pokutuje, a co!
- Czy ty przypadkiem nie powiedziałeś, że mój rachunek jest
już uregulowany? – zapytałam z kłamliwą troską w głosie – Czy to nie powinno
być tak, że to ja go płacę?
- Nawet nie zaczynaj! To była moja i wyłącznie moja wina. I
mam zamiar ponieść te koszta. No i jakoś ci wynagrodzić...
- Hmmm...miło mi niezmiennie, jednak muszę pędzić, bo mam
jakby kupę spraw do załatwienia, albo też rzeczy do zrobienia na dzisiaj, więc
serdecznie cię przepraszam. Powiedzmy, że wpadnę na kawę tutaj...no, może...w
sobotę, koło południa? Będziesz?
- Myślę, że raczej. No, to miło było i...do zobaczenia, mam
nadzieję w sobotę. Powodzenia.
- Na razie – rzuciłam dość niedbale. Niech poczuje, że nie
będę się z nim zbytnio spoufalać – Do zobaczenia w sobotę, Jack.
- Jak powiedziałaś? – no i mniej więcej w tym momencie
postanowiłam wejść w
„szprychy” obrotowym drzwiom wejściowym. Matko, powiedziałam do niego Jack.
Przecież nie mogę utożsamiać go z tym pedałem z filmu. To jakieś chore, nie
uważacie? Nie chciałam jednak wyjść na jeszcze większą idiotkę, więc
postanowiłam zakończyć.
- No...wiesz...powiedziałam...Jack? Ehhh, przepraszam...
- Nie szkodzi. To nawet bardzo zabawne, bo wszystkim, którzy
widzieli ten film niezmiennie kojarzę się z tym cholernym pedałem
Twistem. Nie przejmuj się, dopóki nie zaczniesz mi szukać mężczyzny... – i
normalnie się jakby roześmiał. No nie, te usteczka jego słodkie (Luśka, opanuj
się, kobieto!) zwinęły się całkiem jak u Jake’a Gyllenhaala. Ufff, a już
myślałam, że gafa mi na drugie... No, ale skoro tak sprawa stoi, to mogę poczuć ulgę... dobra, już.
- W takim razie...na razie, Jacku Twiście (spolszczone
okropieństwo). See you.
- Bye, Lu.
Baj ,Lu – no
wiecie, chyba zacznę woleć Lu od Luśki. Jakieś takie, no... nieważne. Coś się
wydarzy, Luśka Wam to mówi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz