sobota, 17 sierpnia 2013

Diabeł nad moją głową. Odcinek 18

18

            Na górze jak to na górze. Rozrzuciłam, z wydatną pomocą Agatki mojej wspaniałej, wszystkie ciuchy po pokoju, by móc swobodnie wyrzucać ubrania mojego jeszcze niestety męża. Ale już niedługo, mam nadzieję...
-  Słuchaj, Lucha. Jak robimy? Przez okno, do worków, czy do walizek.
-  Pewnie, jeszcze walizki mu dam w prezencie. Tak na otarcie łez, co nie? Niech spada, ma tu tylko jedną swoją walizkę. To jest właściwie takaa...yyuughh...o, taka torba podróżna licealna... Co się zmieści, ładuj tutaj, a ja pójdę po worki do pralni. Mam takie czarne, wielkie, doskonałe na te wszystkie śmieci...
-  Poważnie cię wzięło widzę. A słuchaj, ty poważnie mówiłaś z tym domem? A gdzie teraz będziesz pracować?
-  Poważnie, nie poważnie, co to ma teraz za znaczenie...
-  Ma. Chcę wiedzieć, jak ci będę mogła pomóc, kochana. Wiem, że się podłamiesz i nie poradzisz temu wszystkiemu.
-  Ależ cię się głupoty trzymią! Ja sobie nie poradzę, ja!? Ja jestem od dzisiaj samotna                   i samowystarczalna, i już się o to postaram, żeby przypadkiem żaden samiec nie zawrócił mi w głowie. Następnego geja mogę fizycznie nie przeżyć...
- Oj, bredzisz, koleżanko! Idź lepiej po te worki, bo cie się nie da słuchać. Ochłoniesz, pożyjesz parę tygodni, zobaczymy, jak wtedy będzie wyglądać twoje nastawienie do świata...
-  Umiesz mnie pocieszyć, zawsze i wszędzie... Normalnie zaraz się powieszę na sznurówce.
-  Wiesz co, to się robi niesmaczne. Ja już nie wiem, jak do ciebie mówić, żeby dotarło. Ani się nie martwisz, ani nie jesteś serio. W czym ty teraz tkwisz, kobieto?
-  W ROZPACZY, SKARBIE! Nie wiem, co zrobię, nie wiem, jak mi się życie ułoży, nie wiem, co dalej. W ogóle to nic nie wiem. Cholera jasna! Idę po te worki...
            Będzie mnie taka szczęśliwa matka niedoszła i przyszła, i w ogóle szczęściara z tym swoim Markiem, pouczała. Jest w końcu młodsza, więc niech nie stara się być moim terapeutą    i ekspertem w sprawach życiowych. Niech się lepiej zajmie swoim domkiem, zanim mężulek zostawi ją dla jakiegoś Grzesia czy coś... Matko, co ja plotę! Przecież geje stanowią mniejszość! Nikt nie będzie miał takiego pecha, jak ja! Tylko Luiza STRZYCZKOWSKA może mieć diabła nad głową. Ale w końcu przyszłam po worki, nie? No to biorę i idę, bo po co Agatka ma czekać. Wrzucimy te jego łachy do toreb, wywleczemy je przed dom i niech się mi stąd zabiera jeszcze dziś. A potem to ja chcę iść na spacer. Na taki długi, wspaniały spacer. Muszę się dotlenić. Inaczej mnie szlag jasny trafi, co nie wróży dobrze mojemu dziecku, chociaż może dobrze by jej było u dziadków.
            Znalazłam worki, wpakowałyśmy tam wszystkie pozostałości po jeszcze niestety mężu, wyniosłyśmy to przed dom, na podjazd, zrobiłyśmy sobie mocnej kawy (nie wiem, czy to dobrze, że Agata pije mocną kawę. Dawno nie byłam w ciąży, a poza tym to chyba trochę za wcześnie na jakieś tam skutki czy inne coś). Potem postanowiłyśmy, że należy się przejść, bo nie wolno dać się zwariować. Poza tym nie miałam już w domu nic więcej do roboty, a następny telefon od Naczelnego spowodowałby u mnie jakiś napad silnej nerwicy. W rezultacie zamiast się bezproblemowo i szybciutko rozwieść, poszłabym sobie siedzieć za morderstwo. Cóż, taki to człowiek z tego całego Naczelnego. Na szczęście nie mam zamiaru już nigdy więcej go oglądać. Zresztą, trzeba było (to już chodzi o ten spacer, nie o Naczelnego bynajmniej) zrobić coś z sobą do wieczora, bo miałam strasznie wielką i niezwykle nieodpartą ochotę zrobić mu taką scenę, jakiej w życiu w La Scali nie zobaczy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz