czwartek, 5 grudnia 2013

Diabeł nad moją głową. Odcinek 57

57

Ciotka żywo i z wielką ochotą zabawiała gości, a ja dochodziłam do siebie, traktując się parą podgrzewanego kremu z kury i borowików. Jedną ręką mieszałam w wielkim rondlu, a drugą ściskałam kurczowo szklankę z zimną wodą, którą miałam ochotę natychmiast się oblać. Co ja mam zrobić? Na obiedzie prawie się nie odzywałam, chyba że, skądinąd szalenie sympatyczna, pani Helena o coś nie zapytała. Zwyczajnie i totalnie czułam się idiotycznie. Maciek też był jakiś zawstydzony. Nie, oczywiście nie chodziło o to, że jakoś tak żałowałam tego, co się stało w nocy, ale jednak to było jakieś takie… Dobra, zawstydziłam się jak jasna cholera. Nie wiedziałam jakim sposobem mogę się ulotnić z tego towarzystwa. Chciałam iść na spacer, albo w ogóle iść nad rzekę, rzucić się w przepastne tony Dunaju i mieć nareszcie święty spokój od wszelkich dziwacznych sytuacji. Po podaniu kawy i zjedzeniu ciasta grzecznie przeprosiłam towarzystwo i spokojnym krokiem udałam się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i zrobiłam to, co zwykle robię w takich sytuacjach, jak ta. Ta czynność, dla każdego postronnego obserwatora, może oznaczać ni mniej ni więcej jak tylko tyle, że jestem kompletnie stukniętą wariatką. Cóż, ja sobie z tym radzę i nie narzekam. Jak zwykle wobec tego stanęłam przed lustrem, zbliżyłam do niego prawą dłoń i wyciągnęłam w górę środkowy palec. Wiecie, że ja wiem, że diabeł, który lewituje nad moim durnym łbem, jak zwykle się wypnie i nie zrobi sobie nic z mojego palca, ale ja przynajmniej będę miała lepsze samopoczucie.
            Umyłam twarz, żeby otrzeźwieć i zacząć myśleć logicznie. Przecież to jakaś dziecinada! Nie mogę przez cały wieczór zachowywać się jak jakiś dziewiętnastowieczny, zabytkowy podlotek, który oblewa się rumieńcem na sam widok młodzieńca, który ją przeleciał w stodole poprzedniego wieczoru! Jestem w ostateczności dorosłą kobietą, w wieku co najmniej średnim, a to przecież w jakimś stopniu zobowiązuje, nieprawdaż? Należy tam bezwzględnie wrócić i przejąć inicjatywę, bo inaczej na drętwa wieczornica zamieni się w jakieś gorzkie żale. Starłam wodę z policzków, przejechałam grzebieniem po nieco zwichrowanych włosach, wstałam z wanny i już miałam wychodzić, gdy w drzwiach zderzyłam się niemalże z Maciejem. Przez głowę przeszła mi tylko jedna myśl:„Ty bucu! Jeśli widziałeś, co tutaj wyprawiałam, to lepiej mnie natychmiast pocałuj, to może Ci daruję!” Oczywiście się powstrzymałam od tego typu stwierdzenia. Dałam więc upust zaskoczeniu w nieco bardziej cywilizowany sposób:
- Długo tutaj stoisz? – spytał wprost, krótko i węzłowato.
- Jakąś chwilę. Czemu pokazałaś „fuckera” swoim włosom? Nie chcą się ładnie układać, czy jak? – odrzekł szczerze się zaśmiewając.
Stał sobie oparty o ramę drzwi, w błękitnych dżinsach, granatowej, bawełnianej koszuli narzuconej na biały T-shirt i tych wspaniałych, skórzanych kowbojkach na nogach. Wyglądał tak nonszalancko… No, piękny, zabójczo piękny ten Maciek, a ja normalnie umieram już teraz, jak go widzę. Mogłabym się z nim kochać wszędzie, gdzie akurat naszłaby go ochota. Teraz też mogłabym. Chciałam. Pragnęłam tego jak niczego dotąd. Jak nigdy wcześniej. Niestety jednak należało wykazać się zdrowym rozsądkiem i powściągnąć emocje. Rozmowę należało kontynuować.
- No wiesz! Taki nietakt z twojej strony? Tego bym się po Tobie nie spodziewała – odparłam, również się uśmiechając. – Kiedyś ci to wszystko wytłumaczę, a na razie chyba powinniśmy wrócić do twoich rodziców i mojej ciotki, zanim nas dokumentnie zeswatają.
- Nie żebym nie chciał, ale faktycznie, wolałbym, żeby to była nasza decyzja, a nie kogoś tam gdzieś. A właśnie, jest pewien problem. Przecież oni nie mają pojęcia, że my się doskonale znamy!
- No fakt…- w moim głosie zabrzmiało chyba zastanowienie. Też o tym myślałam przez chwilę, ale żadnych wniosków nie wyciągnęłam. Może Maciek coś wykombinuje. – Może opowiemy im, w jak beznadziejnie głupich okolicznościach się poznaliśmy? Słowo daję, będę swoim prawnukom o tym opowiadać, bo jak dotąd nic bardziej idiotycznego mnie w życiu nie spotkało. No, może poza mężem – gejem…
- Nie myśl o tym. Chodźmy, co? Pogadamy z nimi, a potem wymyślimy, jak się stąd wycofać. Kocham cię. – powiedział.   Pocałował mnie w czoło, podał mi rękę i poszliśmy w stronę salonu. Zanim nas jednak zobaczyli, wciągnęłam go do kuchni:
- Ja ciebie też, Jake… Ale pamiętaj, że oni nic nie wiedzą. Więc zachowujmy się jak kumple, a teraz pomóż mi z tym sokiem. Muszę jeszcze wyjąć lody i bitą śmietanę…
- Dobra, już otwieram…
Zaopatrzeni w niezbędne słodkości, ruszyliśmy gęsiego do stołu.
            Zastanawiałam się właśnie, jak by tu zacząć nowy wątek rozmowy, wspólnie ustalony przed momentem w kuchni, gdy do akcji niespodziewanie wkroczył Maciek:
- My z Luśką to się właściwie znamy… - zaczął rozluźnionym, a zarazem nieco zaniepokojonym tonem.
Słusznie skądinąd, bo przecież nie mógł przewidzieć reakcji naszych współbiesiadników. No, ja mogłam przewidzieć reakcję ciotki, która natychmiast odstawiła filiżankę z herbatą i obrzuciła nas badawczym spojrzeniem. Najpierw mnie, potem Maćka, potem znowu mnie, a potem to się postanowiła napić tej herbaty zielonej. Chyba nie mogła do końca uwierzyć w tego typu zbieg okoliczności.
            Rodzice Macieja zareagowali jednakże o wiele bardziej przewidywalnie niż ciotka. Po prostu, najzwyczajniej w świecie wytrzeszczyli oczy ze zdziwienia. Po chwili dość nieprzyjemnego milczenia ktoś nareszcie postanowił przejąć inicjatywę, Był to mianowicie pan Henio, mąż pani Helenki, ojciec Maćka:
- No, toż to dopiero niespodzianka! Ale jak to się stało? Gdzie żeście się poznali? Opowiadajcie, bo to musi być jakaś szalenie ciekawa historia!
- No, właśnie! Opowiadaj, Lusia. To musi być bardzo interesujące. Opowiadajcie oboje!
            Rzuciliśmy po sobie wymownymi spojrzeniami i od razu dostrzegłam, że to Maciek chce zacząć. Nie protestowałam więc, a jedynie postanowiłam wyczekać odpowiedni moment, by wtrącić się w tę „szalenie ciekawą” opowieść. Machu nabrał powietrza w płuca, poprawił się wygodnie w fotelu, upił łyk soku i rozpoczął naszą dziwaczną historię:
- To było kilka miesięcy temu. Robiłem akurat zdjęcia w krakowskiej Ikei, a Luśka z kolei przyjechała tam na zakupy. Wtedy zdarzył nam się taki niespodziewany wypadek…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz