9
No to przyjechała. Zakurzyła w kurzu Felicją metalikiem o
kolorze bliżej nieokreślonym. A z tym metalikiem to był niezły numer, bo ona to
auto kupowała w jakimś dziwnym autosalonie gdzieś, nie w Krakowie, gdzie
niestety nie potrafili koloru określić. Znaczy potrafili, z tym, że jakby z miernym skutkiem, czyli dosyć
niecelnie. No cóż, ziemia nosi różnych dziwnych ludzi na swoich wielkich barach
o szerokości kilkunastu tysięcy kilometrów. Jakież ja ostatnio wyniosłe tezy,
czy coś tam innego, snuję. No ale nieważne... Wracając do tej Felicji. Otóż
chcieli jej w dowodzik wpisać najpierw zielony, potem szary, no i jeszcze
następnie były: beżowo-niebieski, turkusowy, bladoszary i mniej blado szary...
I w zasadzie jedyne, co było trafione i zgodne z rzeczywistością, to było to,
że jak stał tak został i był (no i jest póki co) metalik. I w rezultacie w
dowodzie rejestracyjnym Agatki pojawił się brudny – turkusowy metalik. Nieźle
co? Takie przejścia z jedną małą Felicją...
No więc
Agatka zahantlowała niemiłosiernie, wyskoczyła z samochodu, w którym na tylnym
siedzeniu spoczywał tak zwany zestaw standardowy: butelka czerwonej Kadarki,
Dwie wielkie, albo nawet ogromne (a jak kaloryczne!) torby popcornu, no i
oczywiście Casablanca, Titanic oraz, jak zdołałam przeczytać, no i mimo
wszystko także skorzystałam ze zdolności dedukcji, film o tytule „Tajemnica
Brokeback Mountain”. No nic tylko się domyśliłam, że to jest ten rzeczony film
o gejach, który jak zwykle miał mi poprawić humorek. No wiecie...ja tam aż taka
dedukcyjna nie jestem, ale dwóch facetów na okładce płytki...to daje do myślenia.
Agata podbiegła do mnie, wyjęła ze swojej magicznej torebki, w której brakowało
chyba jedynie przysłowiowego dziada, bo jakaś baba musiała tam mieszkać na
stałe, bo jak inaczej utrzymywałby się tam taki piękny i wzorowy ład oraz
porządek. Agata nosiła w swojej skórzanej torbie wszystko to, z czym ja miałam
problem biorąc pod uwagę ewentualne wyjazdy. Normalnie za każdym razem, gdy
widziałam tę cudną harmonię, wpadałam w nieskończony i nieokreślony zachwyt.
No, ale pora wrócić do tematu, bo inaczej wcześniej umrę, niż dobrniemy do
końca tej historii. Więc (cholera, nie
mam innego pomysłu w tym miejscu) wróćmy do tego, co pozostaje tajemnicą, a co
Agatka wywlekła ze swej nieocenionej torby. Były to mianowicie waciki
kosmetyczne nasączane czymś tam, czego nigdy osobiście nie zdarzyło mi się
użyć. Chwyciła mnie za kark sprawiając, że ma chwilę poczułam się jak mała,
rozpłakana dziewczynka, której mamusia musi obetrzeć dzióbek, bo umorusała się
niemiłosiernie gofrem albo też lodem jakimś.
- Po prostu dziecko wojny! Jak to się stało, że doprowadziłaś
się do takiego stanu? Zamknij oczy. Dobrze... no więc co takiego się dzisiaj
zdarzyło? Teraz zamknij usta... Nic nie mów! Przecież miałaś nic nie mówić i
mieć zamknięte usta!... – a już miałam ochotę udzielić jej odpowiedzi...
- No...teraz znacznie lepiej. Byłaś okropnie, no i oczywiście
kompletnie, rozmazana. Ale teraz jest już w porządku. Wsiadaj, jedziemy do
ciebie czy do mnie?
- Lepiej do mnie... Będę się czuła swobodniej...
- Nie ma sprawy, wsiadaj. Zaraz będziemy na miejscu, zrobię
nam dobrej kawki, nalejemy winka, puścimy płytkę z filmem i się nareszcie
wyżalisz. Swoją drogą, nie widziałyśmy się już przecież chyba około miesiąca...
- Masz rację, ja
ostatnio cię zaniedbałam, przepraszam... Wiesz, miałam cholernie dużo na
głowie. I tak mnie pewnie wyleją...
- Spokojnie. Jakoś zaradzimy... Co będziemy oglądać najpierw?
- Wiesz, może ten nowy film, co? Widziałaś go już?
- Nie, to będzie także mój pierwszy raz... – i tu zaśmiała
się jak zwykle, gdy tylko chciała jakoś rozładować atmosferę.
- Dobrze, to w takim razie ten...może będzie lepszy od
poprzednich tego typu...
No,
oczywiście, że się myliłam. Dojechaliśmy na miejsce, wskoczyłam w szary dres i
szlafrok frotte, po czym, z kubkiem siekierzastej kawy zaparzonej przez Agatkę,
rozsiadłam się wygodnie w moim ukochanym fotelu bujanym (nawet człowiek nie
czuje, gdy mu się rymuje...) i zaczęłyśmy oglądać nasz film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz