10
Była to przejmująca, jak dla mnie przynajmniej, opowieść o
tym, jak miłość trwa zawsze, bez względu na samą nią. Ale w dwóch momentach
strasznie się poryczałam (i już odrobiłam normę na cały wieczór). Po pierwsze,
gdy żona tego jednego kowboja, chyba mu było Ennis czy coś, zobaczyła te ich
namiętne pocałunki wciskające w ścianę. Matko moja, co ja bym dała za takie
pocałunki z takim gościem, nawet jeśli siding wżynałby mi się w plecy...
A drugi raz to było wtedy, jak się tak pokłócili i potem on
dostał kartkę, że tego Jacka zabiło o umarł, i ten Ennis sobie przypomniał tę
scenę z dzieciństwa, kiedy zaciukali tego takiego sąsiada – kowboja, bo też był
gejem i mieszkał z takim jednym swoim przyjacielem... Ale Matko! Przecież nie
będę wam opowiadać całęgo filmu! Jak chcecie, to proszę sobie obejrzeć. Pocieszyłam się
troszkę myślą, że są tacy, którzy mogą mieć o wiele gorzej i wpaść w gorsze
bagno niż ja... A swoją drogą, gdyby się nie daj Boże okazało, że Euzebiusz
jest, jak oni to w tym filmie powiedzieli, „ciotą”, chybabym wydrapała mu oczy,
a potem, niewykluczone, padła na zawał z rozpaczy. Nie żebym go jakoś
specjalnie kochała, ale jednak jakaś znacząca więź istnieje pomiędzy nami.
Film się
skończył, a potem drugi i trzeci też. Euzebiusz zadzwonił, żebym się nie
martwiła, bo wróci do domu około wczesnego poranka, gdyż coś tam, i podwiezie
go przyjaciel, więc nie mam sobie robić żadnego kłopotu. Jak ja mam się nie
martwić, skoro wróci z przyjacielem, którego nie znam? A na dodatek samolot
przylatuje około 22. , więc dlaczego on chce wracać rano? No nic, nie będę
roztrząsać, bo jeszcze się zatrzęsę zbyt daleko. Może po prostu idą się gdzieś
lekko wstawić...Ale i tak coś mi tu nie gra. Może lepiej będzie, jak już
porozmawiam wreszcie z tą Agatą, bo wyraźnie jest ciekawa minionych
wydarzeń...
Opowiedziałam
jej wszystko, w miarę szczegółowo, bo przecież najlepszej przyjaciółce mówi się
w zasadzie wszystko...Właśnie, w zasadzie to bardzo trafione określenie.
Przecież wcale nie mogłabym nawet wspomnieć jej o moich chwilowych
podejrzeniach w sprawie niejasnych planów mojego ukochanego męża. Tego nie powiedziałabym,
podejrzewam, nawet własnej kochanej Mamusi, bo jeszcze gotowa byłaby podskoczyć
z radości, niszcząc przy okazji misternie odmalowywany rok rocznie przez
Tatusia, sufit. Zgryzłam to w sobie i postanowiłam nie wracać więcej do
problemu. Ale jakiego znów problemu! Czy ja koniecznie muszę podnosić wszystko
do rangi nie wiadomo jakiego problemu?! Ja to jednak faktycznie jakaś głupia
jestem...
- No to zawojowałaś,
Luśka. Nie ma co! Ja już nie wiem, skąd ci się biorą takie kłopoty... Chyba
sama je robisz, a może raczej rodzisz, na bieżąco. No, ale sama przyznaj...jest
plus całego zdarzenia. W końcu poznałaś tego miłego faceta. Jak ty go
nazwałaś...czekaj...
- Kowboja. No, nie tak
do końca... Kurczę, taki ładny chłopczyk, a teraz będzie mi się kojarzył tylko
i wyłącznie z Jackiem Twistem... Boję się, że mimo wszystko będę go traktowała
jak geja... A szkoda by było...fajna pupka i w ogóle wszystko jakieś takie...
fajne! Chyba nawet lepsze od Tego, co prezentuje Euzebiusz!
- Ej, ej!!! Ty się nie
zagalopowywuj przypadkiem! Masz męża, i o ile moje informacje nie zostały
przeterminowane ostatnio, nawet go kochasz... czy nie? – i tu spektakularnie
zawiesiła głos, jak zwykle zresztą, gdy chciała wymóc ze mnie (a może nie
tylko) jakąś obietnice, przyrzeczenie, wniosek czy coś kolwiek innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz