sobota, 20 lipca 2013

Diabeł nad moją głową. Odcinek 10.



 10
             Była to przejmująca, jak dla mnie przynajmniej, opowieść o tym, jak miłość trwa zawsze, bez względu na samą nią. Ale w dwóch momentach strasznie się poryczałam (i już odrobiłam normę na cały wieczór). Po pierwsze, gdy żona tego jednego kowboja, chyba mu było Ennis czy coś, zobaczyła te ich namiętne pocałunki wciskające w ścianę. Matko moja, co ja bym dała za takie pocałunki z takim gościem, nawet jeśli siding wżynałby mi się w plecy...
A drugi raz to było wtedy, jak się tak pokłócili i potem on dostał kartkę, że tego Jacka zabiło o umarł, i ten Ennis sobie przypomniał tę scenę z dzieciństwa, kiedy zaciukali tego takiego sąsiada – kowboja, bo też był gejem i mieszkał z takim jednym swoim przyjacielem... Ale Matko! Przecież nie będę wam opowiadać całęgo filmu! Jak chcecie,     to proszę sobie obejrzeć. Pocieszyłam się troszkę myślą, że są tacy, którzy mogą mieć o wiele gorzej i wpaść w gorsze bagno niż ja... A swoją drogą, gdyby się nie daj Boże okazało, że Euzebiusz jest, jak oni to w tym filmie powiedzieli, „ciotą”, chybabym wydrapała mu oczy, a potem, niewykluczone, padła na zawał z rozpaczy. Nie żebym go jakoś specjalnie kochała, ale jednak jakaś znacząca więź istnieje pomiędzy nami.
            Film się skończył, a potem drugi i trzeci też. Euzebiusz zadzwonił, żebym się nie martwiła, bo wróci do domu około wczesnego poranka, gdyż coś tam, i podwiezie go przyjaciel, więc nie mam sobie robić żadnego kłopotu. Jak ja mam się nie martwić, skoro wróci z przyjacielem, którego nie znam? A na dodatek samolot przylatuje około 22. , więc dlaczego on chce wracać rano? No nic, nie będę roztrząsać, bo jeszcze się zatrzęsę zbyt daleko. Może po prostu idą się gdzieś lekko wstawić...Ale i tak coś mi tu nie gra. Może lepiej będzie, jak już porozmawiam wreszcie z tą Agatą, bo wyraźnie jest ciekawa minionych wydarzeń... 
           Opowiedziałam jej wszystko, w miarę szczegółowo, bo przecież najlepszej przyjaciółce mówi się w zasadzie wszystko...Właśnie, w zasadzie to bardzo trafione określenie. Przecież wcale nie mogłabym nawet wspomnieć jej o moich chwilowych podejrzeniach w sprawie niejasnych planów mojego ukochanego męża. Tego nie powiedziałabym, podejrzewam, nawet własnej kochanej Mamusi, bo jeszcze gotowa byłaby podskoczyć z radości, niszcząc przy okazji misternie odmalowywany rok rocznie przez Tatusia, sufit. Zgryzłam to w sobie i postanowiłam nie wracać więcej do problemu. Ale jakiego znów problemu! Czy ja koniecznie muszę podnosić wszystko do rangi nie wiadomo jakiego problemu?! Ja to jednak faktycznie jakaś głupia jestem...
-  No to zawojowałaś, Luśka. Nie ma co! Ja już nie wiem, skąd ci się biorą takie kłopoty... Chyba sama je robisz, a może raczej rodzisz, na bieżąco. No, ale sama przyznaj...jest plus całego zdarzenia. W końcu poznałaś tego miłego faceta. Jak ty go nazwałaś...czekaj...
-  Kowboja. No, nie tak do końca... Kurczę, taki ładny chłopczyk, a teraz będzie mi się kojarzył tylko i wyłącznie z Jackiem Twistem... Boję się, że mimo wszystko będę go traktowała jak geja... A szkoda by było...fajna pupka i w ogóle wszystko jakieś takie... fajne! Chyba nawet lepsze od Tego, co prezentuje Euzebiusz!

-  Ej, ej!!! Ty się nie zagalopowywuj przypadkiem! Masz męża, i o ile moje informacje nie zostały przeterminowane ostatnio, nawet go kochasz... czy nie? – i tu spektakularnie zawiesiła głos, jak zwykle zresztą, gdy chciała wymóc ze mnie (a może nie tylko) jakąś obietnice, przyrzeczenie, wniosek czy coś kolwiek innego.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz