65
Kiedy już porozmawiałyśmy, a na dworze zaczęło się
rozwidniać, Po Agatę zadzwonił szanowny małżonek onej, imieniem Marek, co oczywiście
skończyło się telefonicznym stwierdzeniem, że Agata postradała chyba zmysły i
nie powinna mieć praw rodzicielskich, oraz, że Marek to bałwan i po to oboje
rodzice mają prawa rodzicielskie, żeby tata też zechciał czasem z nich
skorzystać. Wymieniłyśmy uściski, odprowadziłam ją do drzwi, a gdy odjechała,
poszłam na górę położyć się nareszcie. Zanim to jednak nastąpiło, rzuciłam
okiem na komórkę. No tak, mogłam się tego domyślić, że bałwan ( nie mówię już o
Marku, chociaż on też ze dwa razy telefonował) będzie do mnie zawzięcie
wydzwaniał. Ponad czterdzieści nieodebranych połączeń. I co teraz? Zadzwonić, nie zadzwonić? Odebrać,
kiedy będzie znowu dzwonił, czy nie odbierać i przetrzymać go trochę, albo
najlepiej całkowicie go przetrzymać? No, to po spaniu, pomyślałam. Zeszłam więc
na dół, zrobić sobie gorącego kakao, kiedy znowu zaczął dzwonić. Nie
wytrzymałam. Odebrałam:
-
Tak,
słucham.
-
Lusia,
na litość Boską! Co się z tobą dzieje? Gdzie ty teraz, do jasnej cholery
jesteś. Dlaczego nie było cię w restauracji? Przyszedłem, czekałem na ciebie do
wieczora, myślałem ze zwariuję, a ty nawet nie mogłaś odebrać telefonu! Możesz
mi to wszystko jakoś wytłumaczyć?
-
Wiesz,
co... Jestem teraz w domu, w Krakowie. I nie wybieram się tam, znaczy do Wiednia,
w najbliższym czasie. Nawet w najmniej najbliższym czasie się nie wybieram. Po
prostu stało się coś takiego, że nie mam ochoty cię więcej oglądać, słuchać,
czuć, że jesteś gdzieś w
pobliżu. Daj mi więc spokój. Nie dzwoń, nie pisz, i nawet nie próbuj
przyjechać. Po prostu mam cie dosyć...
-
Ale...
Lusia... O co chodzi? Co ty...
Rzuciłam słuchawką. Nie miałam ochoty na dalszą konwersację
zwłaszcza, że była ona przepełniona kłamstwem od krańca do krańca. Było
przecież całkiem odwrotnie. Nie chciałam wierzyć, że mnie zdradził i oszukał.
Chciałam, żeby to wszystko było nieprawdą. Chciałam, żeby przyjechał, żeby był.
Już zawsze. Chyba nic z tego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz