środa, 1 stycznia 2014

Diabeł nad moją głową. Odcinek 65

65



Kiedy już porozmawiałyśmy, a na dworze zaczęło się rozwidniać, Po Agatę zadzwonił szanowny małżonek onej, imieniem Marek, co oczywiście skończyło się telefonicznym stwierdzeniem, że Agata postradała chyba zmysły i nie powinna mieć praw rodzicielskich, oraz, że Marek to bałwan i po to oboje rodzice mają prawa rodzicielskie, żeby tata też zechciał czasem z nich skorzystać. Wymieniłyśmy uściski, odprowadziłam ją do drzwi, a gdy odjechała, poszłam na górę położyć się nareszcie. Zanim to jednak nastąpiło, rzuciłam okiem na komórkę. No tak, mogłam się tego domyślić, że bałwan ( nie mówię już o Marku, chociaż on też ze dwa razy telefonował) będzie do mnie zawzięcie wydzwaniał. Ponad czterdzieści nieodebranych połączeń. I co teraz? Zadzwonić,  nie zadzwonić? Odebrać, kiedy będzie znowu dzwonił, czy nie odbierać i przetrzymać go trochę, albo najlepiej całkowicie go przetrzymać? No, to po spaniu, pomyślałam. Zeszłam więc na dół, zrobić sobie gorącego kakao, kiedy znowu zaczął dzwonić. Nie wytrzymałam. Odebrałam:
-         Tak, słucham.
-         Lusia, na litość Boską! Co się z tobą dzieje? Gdzie ty teraz, do jasnej cholery jesteś. Dlaczego nie było cię w restauracji? Przyszedłem, czekałem na ciebie do wieczora, myślałem ze zwariuję, a ty nawet nie mogłaś odebrać telefonu! Możesz mi to wszystko jakoś wytłumaczyć?
-         Wiesz, co... Jestem teraz w domu, w Krakowie. I nie wybieram się tam, znaczy do Wiednia, w najbliższym czasie. Nawet w najmniej najbliższym czasie się nie wybieram. Po prostu stało się coś takiego, że nie mam ochoty cię więcej oglądać, słuchać, czuć, że jesteś gdzieś w pobliżu. Daj mi więc spokój. Nie dzwoń, nie pisz, i nawet nie próbuj przyjechać. Po prostu mam cie dosyć...
-         Ale... Lusia... O co chodzi? Co ty...
Rzuciłam słuchawką. Nie miałam ochoty na dalszą konwersację zwłaszcza, że była ona przepełniona kłamstwem od krańca do krańca. Było przecież całkiem odwrotnie. Nie chciałam wierzyć, że mnie zdradził i oszukał. Chciałam, żeby to wszystko było nieprawdą. Chciałam, żeby przyjechał, żeby był. Już zawsze. Chyba nic z tego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz