67
Późna polska jesień zawsze mnie przygnębiała. Nigdy nie
potrafiłam znaleźć sobie miejsca o tej porze roku. Tym razem owinęłam się w koc
i wykorzystując to, że było w miarę ciepło i świeciło słońce, wyszłam na taras
z książką i kubeczkiem herbaty z cynamonem. Po chwili jednak moje zaczytanie
przerwał uporczywy dzwonek do drzwi. Cholera! Dlaczego akurat teraz, kiedy
jestem w trakcie kuracji, mającej doprowadzenie mnie do jako takiej kondycji
fizycznej i psychicznej, musi mnie niepokoić jakiś niezapowiedziany i
zdecydowanie niemile widziany gość. Dzwonek zaczynał mnie jednak irytować już
na tyle, że, nabuzowana wewnętrznie do granic możliwości wywlekłam się spod
koca, włożyłam kapcie na nogi i powędrowałam do drzwi. Kiedy zapytałam „Kto
tam”, nikt mi nie odpowiedział. Chwyciłam klucz, przekręciłam nim w zamku,
chwyciłam za klamkę i już miałam zarzucić jakąś siarczystą wiązankę kwiatową,
wymyśloną na poczekaniu, ale moje zdziwienie przeszło najśmielsze oczekiwania.
I samo siebie też przeszło najpewniej. W drzwiach stanęła bowiem kobieta, którą
widziałam ostatnio w Maciejem. Stała i widocznym zdenerwowaniem na twarzy i
próbowała coś wypatrzyć na mną. Moja mina zapewne nie zdradzała największej
radości, bo kobieta z każdą chwilą przybierała bardziej przerażony wyraz
twarzy. Nie, zaczynałam mieć już tego dosyć, wobec czego prosto z mostu
rzuciłam:
- Przepraszam, a kim pani jest i czego pani tutaj szuka?
- A, przepraszam, nie przedstawiłam się… jestem Helena Vander
Waals-Brønsted. Przepraszam, że pytam, ale czy zdążyłam? Nie było tutaj jeszcze
Maćka?
- Maćka? A o jakim Maćku pani mówi i czego on miałby tutaj
szukać. Odnoszę wrażenie, ze nie mamy żadnych wspólnych znajomych – rzuciłam
niezgodnie z prawdą.
- Ależ ze mnie gapa. Pani Lusiu, ja jestem Hela, siostra
Maćka. Maćka Kukulskiego. Przyleciałam z nim do Wiednia w ostatni piątek.
Przyjechałam, bo chcę z panią porozmawiać, zanim on tutaj dotrze.
Zatkało mnie. Poczułam się jak idiotka. Miałam wrażenie, że
zaraz zacznę świecić na czerwono napisem: Osioł! Ja myślałam, że to jakaś jego
kochanka, a tu masz…
- Tak? To proszę, niech pani wejdzie. Zrobię herbaty.
- Chętnie się napiję. Jechałam tutaj bez żadnego postoju po
drodze, najszybciej, jak tylko się dało. Mogę do toalety.
- Proszę, po prawej…
- Aha, i jestem Helena, a nie żadna tam pani…
Ja tego nie
pojmuję. Albo jest dobrze, i wtedy się wszystko chrzani, albo jest całkiem do
chrzanu, i wtedy wszystko nagle obraca się o 180 stopni i znów jest ślicznie i
kolorowo.
- Mam do ciebie ważną sprawę, jeśli mogę ci mówić po imieniu.
- Oczywiście – z lekką obojętnością wyraziłam przyzwolenie na
taką sytuację.
- Otóż rozmawiałam z moim bratem i wiem, że ona za Tobą
szaleje. Wspólnie dokonaliśmy rekonstrukcji wydarzeń, co doprowadziło nas do
wniosku, że zapewne widziałaś nas razem, gdy czekałaś na niego w restauracji
przy Schwarzenberger Platz. To, co się potem wydarzyło, było zapewne wynikiem
tego, że wzięłaś mnie za jakąś jego kochankę albo jakąś inną żonę, co jest oczywiście
zrozumiałe i w pełni wytłumaczone, ponieważ my z Maćkiem obdarzamy się dużą
dozą czułości, no i oczywiście dlatego, że nigdy wcześniej mnie nie widziałaś.
Poczułam się więc w obowiązku wyświadczyć mu przysługę i z tobą porozmawiać,
wyjaśniając całe nieporozumienie. Mam nadzieję, że teraz już wszystko rozumiesz
i nie masz mu za złe, prawda?
Mętlik! Mętlik w głowie! Jeszcze jeden mimiwylew i czeka mnie
hospitalizacja na klinice! Niby przyjęłam do wiadomości, a z serca to spadł mi
chyba wielki kawał twardego, przedwojennego tynku. Co za ulga! A jaka radość!
Teraz tylko czekać, aż pojawi się mój wybranek.
- Co ty mówisz? Mi się to chyba śni… Ja go po prostu
posądziłam o zdradę.
- No, a tu jednak niespodzianka. Na całe szczęście nie jest
tak, jak sądziłaś. Mam nadzieję, że będziecie razem szczęśliwi.
- Chciałabym…
Podejrzewam, że może wam się to
wszystko wydawać zbyt proste i zbyt piękne, żeby było prawdziwe, co? Mnie też
się tak wydaje. Ale, jak widać, życie niekoniecznie bywa tak bardzo skomplikowane,
na jakie wygląda.
Pogawędziłyśmy jeszcze chwilę,
dopijając herbatę i poznając się wstępnie. Helena spojrzała na zegarek, po czym
natychmiast zerwała się z miejsca:
- Jest już dość późno, muszę się zbierać. Nie chcę, żeby mnie
tutaj widział. Ale wiesz, Luśka. Jakby co, to zostaw moje wyjaśnienia dla
siebie. Pozwól mu się trochę wyprodukować, kiedy już przyjdzie się tutaj
spowiadać i będzie przed tobą padał na kolana…
- Jasne, Hela. To znaczy, postaram się…
- No, to do zobaczenia. Odprowadzisz mnie do drzwi?
- Chętnie – no i poszłyśmy.
Przez chwilę jeszcze gawędziłyśmy w przedpokoju i Helena już
miała wychodzić, kiedy rozległo się pukanie. Zamarłyśmy, ponieważ obie
doskonale wiedziałyśmy, kto to jest. Wymieniłyśmy spojrzenia. Helena
powiedziała szeptem: „Otwórz, bo i tak widział mój samochód. Nie ma sensu robić
komedii…”. No to otworzyła:
- Lusia…
- Maciek?
- Helena?
- Maciek…
- A co ty tu, Maciek…
- A co ty tu, Helena…
I cisza. Konsternacja murowana i istniejąca. Należało coś
zrobić. Hela była podobnego zdania, wobec czego na mój sygnał rozpoczęła:
- No, to ja was już zostawię, bo spieszę się na spotkanie.
No, to pa. – i z udawanym niezdarnie pospiesznym roztargnieniem wybiegła z domu
i odjechała
- Później się z tobą policzę, siostro… - wymamrotał pod nosem
Maciek.
- Co ty tam mruczysz?
- Aaa, nie, nic takiego… - wybił się z rytmu, wpadł w
zakłopotanie, a jego twarz wyrażała taki ból i cierpienie, że nie można było to
zignorować.
- Przepraszam, że spytam, ale te kwiaty to dla mnie?
- Aaa… oczywiście… - z rumieńcem na twarzy wręczył mi
nieśmiało bukiet czerwonych róż.
Zagrać czy zachować się naturalnie. Może jednak dodam nieco
dramaturgii, więc zagram… Rzuciłam kwiatami w kąt, a jemu mina zrzedła. W duchu
śmiałam się. W końcu jednak, ewidentnie tłumiąc łzy, przełamał się i powiedział
cicho:
- Czy ty naprawdę pomyślałaś, że ja i…
- No, tak pomyślałam. A ty byś tak nie pomyślał?
- Ale…
- Ale już ciii… Idiotka ze mnie, wiem. Zachowałam się tak
głupio, że moja głupota nie zmieści się nigdzie w świecie. Moja wina! Ale teraz
już wszystko wiem i nic już nie mów. Kocham cię…
- Oh, Lusia… Ja ciebie też.
- Czy chciałbyś sprawdzić wystrój mojej sypialni?
- Mmm, a może trzeba będzie kupić nowe łóżko?
Sprawa się
rozwiązała. Pozytywnie. Diabeł dostał kopa i chyba się poważnie przeraził, bo
na chwilę zszedł z posterunku. Ta chwila wystarczyła, by wszystko wróciło do
normy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz