czwartek, 9 stycznia 2014

Diabeł nad moją głową. Odcinek 67

67



Późna polska jesień zawsze mnie przygnębiała. Nigdy nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca o tej porze roku. Tym razem owinęłam się w koc i wykorzystując to, że było w miarę ciepło i świeciło słońce, wyszłam na taras z książką i kubeczkiem herbaty z cynamonem. Po chwili jednak moje zaczytanie przerwał uporczywy dzwonek do drzwi. Cholera! Dlaczego akurat teraz, kiedy jestem w trakcie kuracji, mającej doprowadzenie mnie do jako takiej kondycji fizycznej i psychicznej, musi mnie niepokoić jakiś niezapowiedziany i zdecydowanie niemile widziany gość. Dzwonek zaczynał mnie jednak irytować już na tyle, że, nabuzowana wewnętrznie do granic możliwości wywlekłam się spod koca, włożyłam kapcie na nogi i powędrowałam do drzwi. Kiedy zapytałam „Kto tam”, nikt mi nie odpowiedział. Chwyciłam klucz, przekręciłam nim w zamku, chwyciłam za klamkę i już miałam zarzucić jakąś siarczystą wiązankę kwiatową, wymyśloną na poczekaniu, ale moje zdziwienie przeszło najśmielsze oczekiwania. I samo siebie też przeszło najpewniej. W drzwiach stanęła bowiem kobieta, którą widziałam ostatnio w Maciejem. Stała i widocznym zdenerwowaniem na twarzy i próbowała coś wypatrzyć na mną. Moja mina zapewne nie zdradzała największej radości, bo kobieta z każdą chwilą przybierała bardziej przerażony wyraz twarzy. Nie, zaczynałam mieć już tego dosyć, wobec czego prosto z mostu rzuciłam:
- Przepraszam, a kim pani jest i czego pani tutaj szuka?
- A, przepraszam, nie przedstawiłam się… jestem Helena Vander Waals-Brønsted. Przepraszam, że pytam, ale czy zdążyłam? Nie było tutaj jeszcze Maćka?
- Maćka? A o jakim Maćku pani mówi i czego on miałby tutaj szukać. Odnoszę wrażenie, ze nie mamy żadnych wspólnych znajomych – rzuciłam niezgodnie z prawdą.
- Ależ ze mnie gapa. Pani Lusiu, ja jestem Hela, siostra Maćka. Maćka Kukulskiego. Przyleciałam z nim do Wiednia w ostatni piątek. Przyjechałam, bo chcę z panią porozmawiać, zanim on tutaj dotrze.
Zatkało mnie. Poczułam się jak idiotka. Miałam wrażenie, że zaraz zacznę świecić na czerwono napisem: Osioł! Ja myślałam, że to jakaś jego kochanka, a tu masz…
- Tak? To proszę, niech pani wejdzie. Zrobię herbaty.
- Chętnie się napiję. Jechałam tutaj bez żadnego postoju po drodze, najszybciej, jak tylko się dało. Mogę do toalety.
- Proszę, po prawej…
- Aha, i jestem Helena, a nie żadna tam pani…
            Ja tego nie pojmuję. Albo jest dobrze, i wtedy się wszystko chrzani, albo jest całkiem do chrzanu, i wtedy wszystko nagle obraca się o 180 stopni i znów jest ślicznie i kolorowo.
- Mam do ciebie ważną sprawę, jeśli mogę ci mówić po imieniu.
- Oczywiście – z lekką obojętnością wyraziłam przyzwolenie na taką sytuację.
- Otóż rozmawiałam z moim bratem i wiem, że ona za Tobą szaleje. Wspólnie dokonaliśmy rekonstrukcji wydarzeń, co doprowadziło nas do wniosku, że zapewne widziałaś nas razem, gdy czekałaś na niego w restauracji przy Schwarzenberger Platz. To, co się potem wydarzyło, było zapewne wynikiem tego, że wzięłaś mnie za jakąś jego kochankę albo jakąś inną żonę, co jest oczywiście zrozumiałe i w pełni wytłumaczone, ponieważ my z Maćkiem obdarzamy się dużą dozą czułości, no i oczywiście dlatego, że nigdy wcześniej mnie nie widziałaś. Poczułam się więc w obowiązku wyświadczyć mu przysługę i z tobą porozmawiać, wyjaśniając całe nieporozumienie. Mam nadzieję, że teraz już wszystko rozumiesz i nie masz mu za złe, prawda?
Mętlik! Mętlik w głowie! Jeszcze jeden mimiwylew i czeka mnie hospitalizacja na klinice! Niby przyjęłam do wiadomości, a z serca to spadł mi chyba wielki kawał twardego, przedwojennego tynku. Co za ulga! A jaka radość! Teraz tylko czekać, aż pojawi się mój wybranek.
- Co ty mówisz? Mi się to chyba śni… Ja go po prostu posądziłam o zdradę.
- No, a tu jednak niespodzianka. Na całe szczęście nie jest tak, jak sądziłaś. Mam nadzieję, że będziecie razem szczęśliwi.
- Chciałabym…
Podejrzewam, że może wam się to wszystko wydawać zbyt proste i zbyt piękne, żeby było prawdziwe, co? Mnie też się tak wydaje. Ale, jak widać, życie niekoniecznie bywa tak bardzo skomplikowane, na jakie wygląda.
Pogawędziłyśmy jeszcze chwilę, dopijając herbatę i poznając się wstępnie. Helena spojrzała na zegarek, po czym natychmiast zerwała się z miejsca:
- Jest już dość późno, muszę się zbierać. Nie chcę, żeby mnie tutaj widział. Ale wiesz, Luśka. Jakby co, to zostaw moje wyjaśnienia dla siebie. Pozwól mu się trochę wyprodukować, kiedy już przyjdzie się tutaj spowiadać i będzie przed tobą padał na kolana…
- Jasne, Hela. To znaczy, postaram się…
- No, to do zobaczenia. Odprowadzisz mnie do drzwi?
- Chętnie – no i poszłyśmy.
Przez chwilę jeszcze gawędziłyśmy w przedpokoju i Helena już miała wychodzić, kiedy rozległo się pukanie. Zamarłyśmy, ponieważ obie doskonale wiedziałyśmy, kto to jest. Wymieniłyśmy spojrzenia. Helena powiedziała szeptem: „Otwórz, bo i tak widział mój samochód. Nie ma sensu robić komedii…”. No to otworzyła:
- Lusia…
- Maciek?
- Helena?
- Maciek…
- A co ty tu, Maciek…
- A co ty tu, Helena…
I cisza. Konsternacja murowana i istniejąca. Należało coś zrobić. Hela była podobnego zdania, wobec czego na mój sygnał rozpoczęła:
- No, to ja was już zostawię, bo spieszę się na spotkanie. No, to pa. – i z udawanym niezdarnie pospiesznym roztargnieniem wybiegła z domu i odjechała
- Później się z tobą policzę, siostro… - wymamrotał pod nosem Maciek.
- Co ty tam mruczysz?
- Aaa, nie, nic takiego… - wybił się z rytmu, wpadł w zakłopotanie, a jego twarz wyrażała taki ból i cierpienie, że nie można było to zignorować.
- Przepraszam, że spytam, ale te kwiaty to dla mnie?
- Aaa… oczywiście… - z rumieńcem na twarzy wręczył mi nieśmiało bukiet czerwonych róż.
Zagrać czy zachować się naturalnie. Może jednak dodam nieco dramaturgii, więc zagram… Rzuciłam kwiatami w kąt, a jemu mina zrzedła. W duchu śmiałam się. W końcu jednak, ewidentnie tłumiąc łzy, przełamał się i powiedział cicho:
- Czy ty naprawdę pomyślałaś, że ja i…
- No, tak pomyślałam. A ty byś tak nie pomyślał?
- Ale…
- Ale już ciii… Idiotka ze mnie, wiem. Zachowałam się tak głupio, że moja głupota nie zmieści się nigdzie w świecie. Moja wina! Ale teraz już wszystko wiem i nic już nie mów. Kocham cię…
- Oh, Lusia… Ja ciebie też.
- Czy chciałbyś sprawdzić wystrój mojej sypialni?
- Mmm, a może trzeba będzie kupić nowe łóżko?
            Sprawa się rozwiązała. Pozytywnie. Diabeł dostał kopa i chyba się poważnie przeraził, bo na chwilę zszedł z posterunku. Ta chwila wystarczyła, by wszystko wróciło do normy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz