69
Już się ściemniało. W kuchni dochodził karp, kluski też już
były prawie ugotowane, a na ciepłym blacie stała już waza z żurem. Mania
ustawiała na stole świeczki, a Maciek niepostrzeżenie wsunął pod choinkę
kilkanaście pakunków. Na dzisiejszej kolacji mieli być moi rodzice, jego
rodzice, ciotka Wanda, Agata z Markiem i babcia Wiola spod Kielc. Ojciec
pojechał po nią dziś przed południem.
- Mamy wszystko?
Przygotowaliście opłatek? Świece są? – rzucałam w oboje pytaniami.
- Oczywiście, kochanie
– zakomenderował Maciek
- Jasne, mamo. Jeszcze
tylko trzeba przynieść to, co w kuchni dochodzi i kolacja gotowa. – zawtórowała
mu Mańka. – Chyba ktoś przyjechał, bo widziałam samochód przed domem – dodała
po chwili.
Faktycznie, Agata i Marek z tym swoim małym szkrabem już
przybyli.
- No, witajcie,
witajcie – zawołałam. – Mania, Maciek, usadźcie gości przy stole.
- Ale nie ma mowy! Ja
ci tu szybko idę pomagać, a nie tam żadne siedzieć. A właśnie…- Agata władowała
się brutalnie do kuchni, niosąc blachę z ciastem i jakąś wielką misę. –
Przyniosłam obiecany sernik i do tego jeszcze pierożki z kapustą i grzybkami.
Co ty na to?
- Świetnie, jesteś
niezastąpiona. Postaw pierogi na blacie grzejnym, niech tam czekają, a ciasto dawaj tutaj.
Pokroimy i będzie na potem do kawy jak znalazł.
- Masz miód?
- O właśnie, jeszcze
miodu zapomniałam nabrać do salaterki. Czekaj, weź łyżkę i tę małą miseczkę, a
miód jest w szafce nad lodówką – zadecydowałam, zmywając resztki naczyń
technicznych.
- W porządku. O, chyba
są i rodzice.
- No, chyba są…
Bałam się trochę tej rozmowy, ale trudno. Trzeba to dzisiaj
ogłosić.
Przywitałam rodziców moich i Maćka, potem ciotkę, z którą
także zamieniłam kilka słów przed rozpoczęciem uczty, no i oczywiście babcię, z
którą nie widziałam się od ostatniego Bożego Narodzenia. Wszyscy zasiedliśmy do
stołu, potem były kolędy, prezenty i cała otoczka, a kiedy już posprzątałam, w
zespole z Agatą i ciotką, podaliśmy kawę, herbatę
i ciasta. W tym czasie Maciej przygotował kieliszki i białe
wino. Nadeszła ta chwila.
- Przepraszam, proszę
wszystkich o uwagę. – wstał, stukając delikatnie łyżeczką w kieliszek. –
Chciałbym ogłosić bardzo ważną rzecz. Otóż chcę wam powiedzieć, że ja i Lusia jesteśmy razem.
Co więcej nie planujemy zmiany tego stanu rzeczy. – tu wszyscy roześmiali się
głośno. Nie wiem, na ile z radości, a na ile z zaskoczenia. Maciek jednak nie
przestawał mówić, a ja przecież też miałam nie lada rewelację do obwieszczenia:
- Ale to jeszcze nie
wszystko. Mam tutaj coś takiego – Maciek złapał mnie za rękę – co powinno się
Lusi spodobać, ale najpierw, by tradycji stało się za dość, muszę zapytać
rodziców, czy oddadzą mi swoją córkę?
Moi rodzice wyglądali jak wypukłe płaskorzeźby. Do mnie
ledwie dochodziło, co się dzieje. Po chwili milczenia jednak moja mama
przełamała się i ze łzami w oczach wyrzekła sakramentalne „tak”. Ojciec nie
miał wyboru, musiał podzielić jej opinię. Kiedy więc Maciek zapytał mnie, czy
za niego wyjdę, nie miałam najmniejszych wątpliwości, że tego właśnie chcę.
Zgodziłam się. Napiłam się herbaty, po czym wstałam i tym razem to ja stuknęłam
łyżeczką w kieliszek:
- To teraz ja. Mam
małą rewelację, a właściwie to prezent gwiazdkowy. Ja dostałam na gwiazdkę
narzeczonego, wobec czego uważam, że jemu też się coś należy w zamian. Mój mały
prezent dla niego, dla mnie i dla nas wszystkich jest… tu. – i położyłam sobie
rękę na brzuchu patrząc, jak Maćkowi stają łzy w oczach – Jestem w ciąży.
Dowiedziałam się przedwczoraj. Co sądzicie o takim prezencie?
Wszyscy buchnęli śmiechem, na co ja odpowiedziałam tym samym,
a Maciek podszedł do mnie, przytulił i powiedział: „ Jesteś wielka, skarbie.
Kocham Was.” Mania też nie kryła radości. Podbiegła, wyściskała mnie,
wycałowała i cieszyła się, że będzie miała braciszka. Skąd ona wie, że
braciszka?
Pobieramy się w marcu, bo tak wypadają święta Wielkiej Nocy.
Maćkowi udało się załatwić termin na ślub w niedzielę. Już się nie mogę
doczekać. Jednego jestem pewna: cokolwiek będzie się działo, nie pozwolę
zniszczyć mojego szczęścia. Słyszy? Czy diabeł mnie słyszy? Niech się diabeł
lepiej ma na baczności, jeżeli chce utrzymać swoją ciepłą posadkę nad moją
głową. Teraz będzie sylwester. Sylwester we dwoje. We troje. Nie, we czworo.
Przecież diabeł nad moją głową też będzie balował z nami, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz