66
Co jej się stało? Dlaczego mówiła w taki sposób? Nie, coś
tutaj jest poważnie nie tak. To się nie dzieje naprawdę! Przecież ja ją kocham,
ona mnie też! Co jej odbiło? Jest chyba jedyny sposób, aby to wyjaśnić...
Przyjechałem pod dom
ciotki Wandy późnym popołudniem w nadziei, że będzie już w domu i będziemy
mogli przez chwilę spokojnie porozmawiać. Wbiegłem swobodnie na piętro, a
ponieważ drzwi no klatki były podparte jakimiś szpargałami do sprzątania, nie musiałem dzwonić przez
domofon. Przed drzwiami zawahałem się nieco, ale mimo wszystko odważnie
zapukałem:
-
O,
Maciej... A co ty tutaj robisz? Coś się stało?
-
W
sumie tak... Mogę wejść? Chciałbym zająć pani chwilę.
-
Proszę,
proszę, moje dziecko. Napijesz się czegoś?
-
Może...
wody. Zimnej wody – usiadłem nerwowo w fotelu, który wskazała mi gospodyni. Nie
bardzo wiedziałem, jak zacząć, ale na szczęście ciotka była szybsza.
-
No,
więc teraz opowiedz mi, co cię do mnie sprowadza.
-
No
więc... Chodzi o Lusię. Bo wie pani... Ja... to znaczy ja i ona... my...
-
Oho,
widzę, że jakoś nie porozmawiamy zbyt intensywnie. Spotykaliście się, mam
rację?
Przenikliwość ciotki Wandy wcisnęła mnie w fotel. Teraz to
już na pewno nie wiedziałem, co powiedzieć.
-
Tak...
Ja ją...kocham...
- No, domyśliłam się...
Kurczę pieczone. Co ja mam teraz mówić? Może najlepiej będzie
szybko wyciągnąć jakieś namiary na Luśkę i grzecznie się pożegnać? Tak, to
będzie dobrze wyjście. Tak zrobię!
- Miałem się z nią spotkać, a ona się nie pojawiła. A teraz
nie odbiera telefonu i nie wiem, co się z nią dzieje… - udałem, że do niej nie
dzwoniłem. – W związku z tym mam takie pytanie. Czy nie mogłaby mi pani dać jej
adresu? Mniemam, że najpewniej wróciła do Krakowa… - zawiesiłem odpowiednio
głos.
- Zgadza się. Ale ty
nie masz jej adresu?
- Nie. Raz odwoziłem ją do domu, ale to było późnym wieczorem
i nawet nie pamiętam, jak wygląda jej dom. Będę szalenie
zobowiązany, jeżeli zechce pani…
- No, już, przestań! Dam ci ten adres, ale jeżeli ona się
dowie o tym, z pewnością mnie zabije, skoro od ciebie nie chce odebrać
telefonu.
Ciotka wzięła do ręki karteczkę, długopis, napisała coś na
niej i podała mi.
- Dziękuję, dziękuję pani serdecznie! Muszę do niej pojechać,
bo nie wiem, dlaczego tak nagle wyjechała… Ale teraz muszę lecieć, bo jestem
umówiony z siostrą. No, to dziękuję jeszcze raz i do zobaczenia!
- Pa, Maciuś… Aha, i ja jestem WANDA, a nie żadna pani! –
krzyknęła za mną jeszcze, kiedy wychodziłem z mieszkania. To teraz kawa z
Heleną, spakuję kilka rzeczy i jadę do Polski. Forteczna 12A…
Helena
siedziała na tarasie, a ja parzyłem kawę. Musiałem z kimś nareszcie porozmawiać,
bo inaczej niechybnie bym zwariował. Wniosłem kubki na stolik, postawiłem obok
cukiernicę i talerz owsianych ciasteczek.
- No, opowiadaj, co się stało, braciszku.
- Zostawiła mnie. Po prostu zwyczajnie mnie zostawiła.
Spakowała się i pojechała do Krakowa, do domu. Nie mogę zrozumieć, dlaczego.
Nigdy, z żadną kobietą nie było mi tak dobrze, jak z nią…
- Widzę, że jesteś maksymalnie zakręcony, Maciek. Trzeba się
nad tym zastanowić. Posłuchaj, przecież ty się z nią umówiłeś na obiad zaraz po
przyjeździe. Jak się wtedy zachowywała? Czy coś już było nie tak?
- No, wszystko było kompletnie nie tak, a najbardziej to, że
kiedy wszedłem do restauracji, jej tam nie było. Miała czekać przy naszym
stoliku. Potem siedziałem tam jak głupi, a jej wciąż nie było. Kiedy próbowałem
się do niej dodzwonić, nie odbierała, a kiedy już odebrała, nie chciała ze mną
rozmawiać, a już tym bardziej się ze mną widzieć…
- No, to nieciekawa sytuacja. Oczywiście pojedziesz do niej
mimo to?
- No, oczywiście. Muszę z nią poważnie porozmawiać, bo
doprawdy nie mam pojęcia, co jej strzeliło do głowy!
- Słuchaj, spokojnie, tylko bez nerwów. Trzeba się
zastanowić, co mogło wywołać taki obrót spraw. Spotykałeś się z kimś, z kim
mogła cię zobaczyć i o kogo mogłaby być zazdrosna? Pomyśl, to może być kluczowe
dla całej sprawy.
Moja siostra zawsze cechowała się pragmatyzmem i opanowaniem
w każdej sytuacji. Nie było chwili, w której dałaby się unieść niepotrzebnym
emocjom, zawsze miała gotowe rozwiązanie problemu. Nawet jeżeli nie miała, to
błyskawicznie potrafiła je odnaleźć i zastosować. Tak było i
tym razem. Zmotywowała mnie do myślenia. Zacząłem się zastanawiać, co mogło się
wydarzyć i czy było to aż tak wymowne, że Luśka mnie rzuciła. Burza mózgów.
Szybka analiza.
- Nie, no przecież z nikim się takim nie spotykałem. Ale
wiesz co, może odtwórzmy trochę wydarzeń. Widziałem się z nią przed wyjazdem,
potem byłem najpierw w Oslo, potem przyleciałem do ciebie, potem razem
przylecieliśmy do Wiednia, z twoimi dziećmi, odwieźliśmy je do rodziców,
pojechaliśmy do centrum… - i tu zacząłem ciężko oddychać. Jakaś dziwna siła
zaczęła mi blokować mowę…
- No, zaparkowałeś tuż przy placu, wysiedliśmy razem i
pożegnaliśmy się…
- … Ty poszłaś do metra, a ja do restauracji…
- …A tam były duże okna, przez które było to wszystko widać…
- … A ten stolik…
- Nie… Nie sugerujesz chyba, że…
- Właśnie tak sugeruję… Boże! Co za idiotyczna sytuacja. Nie
mam ani chwili do stracenia! Natychmiast do niej jadę! – wstałem od stołu,
zebrałem niezbędne rzeczy i pognałem do Polski. Co to była za długa podróż…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz