sobota, 15 lutego 2014

Wiolonczela i sztuki - kawałek trzeci

Kawałek trzeci...

        Od początku do końca tego burzliwego wiązania chemicznego Gerta nie wiedziała, skąd Reinhard jechał. Od razu wpadł jej w oko jak wiosenne pyłki i złamana rzęsa. Wlepili w siebie spojrzenia jak dwa gekony upatrujące jednej i tej samej muchy. Była przecież ubrana w jednoczęściowy zielony papierek, ta mucha. Muchą w tym momencie dla Reinharda była bezsprzecznie Gerta, a dla Gerty muchą były bezsprzecznie narządy Reinharda, jego pyszny zestaw śniadaniowy, który zapewne smakował tym lepiej, że możliwie nie usunął jeszcze resztek sosu z poprzedniego śniadania. Pod papierkiem Gerty występowały gościnnie dwa kokosowe elementy ozdobne, wypukłe, zachęcające, gotowe co rozłupania, roztłuczenia, rozgryzienia, wyssania wszystkiego ze środka i wychłeptania całego pysznego mleczka, będącego widocznym objawem rozkoszy. A więc gekon z naprzeciwka obserwował ją całą drogę, wnikliwie lustrując całą zawartość opakowania, co tylko się dało dojrzeć. Dżinsy mu pulsowały, one też chciały dojrzeć. W zasadzie z Berlina do Magdeburga przez Potsdam jedzie się niezbyt długo koleją. Ten czas jednak w zupełności wystarczy, by odwinąć papierki. Potem się te dwie nagie czekoladki uciera razem w jednolitą, kleistą od potu i rozkoszy masę. Gerta czuje wilgoć. Poczuła, że jej się tu i ówdzie zawilgaca. Im bardziej ten dżinsowy gekon z naprzeciwka przeszywał ją swoim świdrującym spojrzeniem, tym ona bardziej czuła się mokro. To obrzydliwe, ja wiem, ale przecież o pewnych sprawach nie można mówić pięknie, jeśli są obrzydliwe. To tak, jakby mówić o gównie, że tak wiosennie pachnie. Idiotyczne. O pieprzeniu też nie można mówić ładnie, bo ono nie jest ładne. Ładny jest seks, choć też nie zawsze. Pieprzenie to taki niechciany bękart ludzkości, wydaje się, że jeśli ludzkość go wrzuci do komórki pod schodami, to wtedy jego nie ma. Puknięci i stuknięci jednocześnie, jak mamę kocham. Ostatecznie jakie to ma znaczenie? Zasadnicze, proszę państwa, zasadnicze! Bo skoro młoda kobieta poci się od stóp do krocza na widok co najmniej starszego od niej łysielca, to jak Boga kocham, świat się kończy, staje na głowie, a ja bym najchętniej wysiadł. Szkoda, że ani drzwi, ani klawisz przystanek na żądanie, nie dają od siebie niczego żądać w tym życiu. Gekon Reinhard lustrował Gertę jak sędzia trybunału, od dekoltu, przez brodawki piersi (które nad wyraz się uwypukliły, przyprawiając o nadciśnienie każdego kutasa w najbliższym otoczeniu), na ujściu sukienki skończywszy. Kiedy wstał, i opuścił przedział, Gerta już cała przesiąknięta samą sobą na wskroś oraz w innych kierunkach geograficznych, poszła za nim. Za wiekiem tego mężczyzny przemawiało wszystko. Wszystko poza jego tyłkiem, szczupłym i niemal młodzieńczym. No, teraz to już Gertę napadł wodospad pragnienia. Nogi jej się ugięły, a następnie ścisnęły, bo już myślała, że popuści. On wszedł do środka, a ona jak podlotek stała przy drzwiach i słuchała dźwięków wydalania. Z rozkoszą pochłaniała odgłos każdej kropli moczu upadającej na stalową powierzchnię sedesu. Wreszcie, nareszcie, nastąpiła kulminacja, a zawilgocenie powietrza osiągnęło stopień porównywalny z lasami deszczowymi. Przebierając nogami zastąpiła mu drogę w otwartych drzwiach. Stary wyga, doskonale ją wyczuł. Świetnie wiedział, co się robi z dwudziestolatką, która przebiera przed mężczyzną nogami. Ukradkiem sprawdził, jak się ma sytuacja na froncie, a następnie silnym ruchem wciągnął przemoczoną w kroku dziewczynę do kabiny. Drzwi seksualnej garderoby zatrzasnęły się, rygiel został szybko zaryglowany. Wrzucił dziewczynę jak worek ziemniaków, wprost na kolana umywalki kompaktowej, gdzie przystąpił do rozchylenia szeroko nóg. Jej nóg, nie swoich. Potem nastąpił monolog ciała mężczyzny. Szybki i oszczędny w formie, jednak nad wyraz konkretny. Koronki, którymi przyozdobiona była płeć Gerty, przestały być w ogóle potrzebne, zresztą i tak były przemoczone. Więc mężczyzna zdjął je w tak zwanym międzyczasie. Głośne ssanie sutków to tylko jedna z części tej całej zabawy, a Gerta tylko syczała. Jęczała ponadto przeciągle, a jej głowa stukotała miarowo i jednostajnie o położone zaraz za nią lustro, będące mimowolnym świadkiem tych mało zachęcających zdarzeń. Mężczyzna w tym czasie miarowo przemieszczał się po z góry założonym torze ruchu. Tam i z powrotem. Ściskał dodatkowo jej pośladki. Ukłucia jego były właściwe, doskonale dobrane do jego warunków. Gerta mogłaby się w tamtej chwili ogłosić astronomem, bo widziała gwiazdy, z całą pewnością. Mogła się jeszcze do tego uważać za astrologa, też bez zbędnej skromności, bo, co pozostaje bezsprzeczną prawdą, potrafiła w owym czasie z tych gwiazd czytać. Wyczytała w nich powiew ogromnej ekstazy, której nie doświadczyła jeszcze nigdy dotąd. W pewnym momencie już nie do końca wiedziała, w którym miejscu między jawą a snem się właśnie znalazła, ale gdy skończył, była na niego prawie bezgranicznie wściekła, miała ochotę uderzyć go, ale tylko wbiła w niego palce, a właściwie paznokcie. On więc uderzył ją. W twarz, dla odmiany. Wyjątkową ją to nie poruszyło, poza tym, że zapragnęła tylko więcej i więcej tych jego ukłuć. Jej płeć żądała jego dłuta. Na próżno. Nie pocałował jej, obmył sobie tylko pałę, którą potem umieścił w sakwie swoich niebieskich dżinsów. Gerta w rewanżu umieściła na swoim miejscu koronki, i poprawiła zewnętrzne opakowanie. Przez całą drogę nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, a mimo to z dworca kolejowego odjechali jedną taksówką do jego mieszkania. To tam ostatecznie Gerta spędziła weekend, odwołując swoją wizytę u przyjaciół pod pretekstem grypy. Tam też dowiedziała się, że jej powód do zadowolenia kilkakrotnie siedział za pobicia i rozboje, że jest po rozwodzie, że ma dwójkę nastoletnich dzieci. Oraz, że seks w wagonie kolejowym to tylko przystawka, co akurat najbardziej ją poruszyło. Dosłownie. Kiedy już Reinhard wykorzystał cały dostępny arsenał oferowany przez Gertę, przymierzając swojego członka partii do wszystkich otworów ciała dziewczyny, oraz gdy cały dostępny czas się skończył, przyszła niedziela. Gerta wróciła pociągiem do Berlina, w prezencie podróżnym dostała pocałunek i luźno rzucone wyznanie czegoś w rodzaju miłości, bo to było raczej odniesienie do tego, że fajnie się ją posuwa, czy coś. I tak mijały wieczory i poranki, przez prawie trzy miesiące. Spotkała się z nim jeszcze kilka razy. Raz u niego. Potem okazało się, że kogoś puknął. Ale tak aseksualnie całkiem. Znowu wylądował na dołku, a dołki Gerty zostały samopas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz