Kawałek drugi...
Na
wąskiej ulicy między blokami Charlottenburga, gdzie Gerta zasiedlała wraz z
koleżankami dwupokojowe mieszkanie, topniał właśnie jakiś ohydny śnieg. Był
przy tym tak mało wyrazisty, że o wiele bardziej w oczy rzucały się rozrzucone
po okolicy psie odchody, względnie rozdeptane filtry tanich papierosów. Greta z
właściwą sobie precyzją odszukała swoje własne Clio, utrzymywane głównie z
pieniędzy zarobionych przez nią samą z prowadzenia prac różnych. I trochę z
bogactwa rodziców. Torba została umieszczona sprawnie na tylnym siedzeniu, po
czym na przednim siedzeniu, dla uściślenia kierowcy, umieściła się sama Gerta.
W towarzystwie czarnej kopertówki i kluczyków z immobiliserem.
Czas podróży, obliczony na około
godzinę, bo przecież jeszcze przejazd przez centrum Berlina o tej godzinie w
taki dzień, nie jest zajmujący. Można w tym czasie skupić się na czymś o wiele
bardziej pożytecznym. Gerta włącza Télépopmusik, dzięki czemu narracja wymyka
się spod kontroli i wędruje w ciekawsze rejony. Elektro uaktywniło retro.
Sięgamy zatem do Gertowych wspominków. Robimy retrospekcję Gertowej głowy.
Sięga to kilka lat wstecz, podczas
których Gerta gościła w pokoju zwierzeń co najmniej trzech kandydatów na wielką
miłość. Z żadnym się nie udało. Okazywało się bowiem, że mężczyźni ci byli już
pozbawieni umiejętności zabawy w miłość rozumianą po kobiecemu. Biedni
mężczyźni, którym zabierano miłość jak nowe wiaderko w piaskownicy, albo nie
dawano im jej, jak cukierka. Idąc za koleją, po której rozsądne pociągi jadą
zawsze w przeciwnym kierunku, Gerta zapoznała sobie takiego oto Artura. Byłby
to może piękny i szczęśliwy związek, gdyby nie fakt, że do niego nie doszło.
Oczywiście nie doszło wszędzie poza łóżkiem, bo w łóżku związek był pierwszorzędny.
Gerta wprawdzie owszem, zakochała się, ale raczej bez wzajemności, niestety.
Niedoszły rozwodnik, którego żona doszła i była już nieco stuknięta, nie mógł
się przecież w takiej sytuacji stać doszłym. Więc dochodził tylko w Gercie od
czasu do czasu. Nie mógł więc skrzywdzić ani żony, ani też prawie dorosłych
dzieci, bo z jakiej racji? To wiadomo, porządny chłop, ten Artur. Gertę jednak
skrzywdzić przyszło mu łatwo, nie miał nic przeciwko. A tak ją zapewniał, tak
mamił. Skurwysyn. Rozbudzał tak Gertowe pożądanie. Śmiało, tlij się, tlij! Będę
mógł cię gwałcić za obopólną zgodą. Kiedy Gerta coś zrozumiała i postanowiła
zamknąć dla Artura swoje podwoje, ten zgłupiał. Pisał, dzwonił, nachodził, nie
mógł się pogodzić co najmniej! Nie mógł pozwolić, by jego prywatna, tajemna
pielęgniarka i akuszerka jego penisa, położna jego ciała, mogła tak ot, odejść.
Sączył więc słodkie jak miód zapewnienia, że kocha najbardziej na świecie, że
się w końcu rozwiedzie, że ma ją w dupie, ale dobrze się ją pieprzy, wobec
czego ją kocha. Ostatecznie nie od dziś wiadomo, że faceci rzadko mówią
kobiecie prawdę, a częściej to, co w danej chwili kobieta chce usłyszeć. Gerta
jednak poznała w międzyczasie innego, jadąc na koncert do Magdeburga. Rozdział
Artura został tym samym wypchany przez narząd innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz