3
No
oczywiście! Jak ja, idiotka jakaś nieskończona, mogłam w ogóle dopuścić do
siebie myśl, jakoby mój kochany szef zechciał po raz kolejny wysłuchać
szerokopasmowych tłumaczeń swojej niezwykle rozlezionej redaktorki z działu poradnictwa
konsumenckiego. Przecież odpowiadanie ludziom na listy, w których pytają o
usuwanie plan z trawy, wychowywanie dzieci swoich, i niekoniecznie, przycinaniu
żywopłotu, sadzenie i rozsadzanie,
sianie i pielenie, malowanie, wbijanie, szycie, prasowanie, obcinanie,
wycinanie, prostowanie, leczenie, badanie, szukanie, znajdywanie, jedzenie,
odchudzanie, gotowanie, pieczenie, robienie drinków, trwałej, loków, tipsów... Tak...po
prostu jest najzwyczajniej nieistotne, co też sprawia, iż nie potrzebna jest
krztyna wyrozumiałości dla zakręconej kobiety. Cóż, tak to już jest w moim
życiu. Brak szczęścia do mężczyzn...
Szef i tak okazał, jak na niego, sporą dozę miłosierdzia,
a to pewnie za sprawą Opatrzności, która czuwała nade mną, gdy modliłam się
namiętnie i z pasją o zielone światło, a właściwie pionową kreseczkę, na każdym
skrzyżowaniu. Krótko mówiąc, „ochrzanił” mnie nieco łagodniej niż dotychczas,
jednakże i tak pojechał mi po tak zwanej ambicji, jak zwykła mawiać moja
wspaniała i niedościgniona latorośl. Jego kwestie zdecydowanie pominiemy.
Przyjdzie jeszcze czas, gdy go poznacie, na razie poskupiajmy się na mnie i
mojej pracy, bo przecież o mnie jest tak opowiastka, nieprawdaż?
Stłamszona, zrezygnowana i wkurzona jak nigdy, opadłam na
swój fotel i zabrałam się do odczytywania poczty. Poczta zawierała na oko
jakieś pięćdziesiąt sztuk reklam i ogłoszeń, wiadomość od matki z
Londynu, gdzie wyjechała do swojej siostry, oraz dwie wiadomości od Euzebiusza.
Cóż, niestety nic interesującego...
Jak miało się stać, Euzebiusz odczuł nieodpartą potrzebę
powrotu z delegacji. Uczyni to za dwa dni, dlatego też zażyczył sobie, aby
odebrać go z lotniska. Tak więc do czwartkowego przedpołudnia pozostało mi
jeszcze trochę względnego spokoju, choć jego powrót z pewnością zdziała swoje i
nareszcie zmobilizuje mnie do uczynienia z naszego mieszkania gruntownie
wysprzątanego hoteliku, gdzie Euzebiusz będzie mógł skrupulatnie nabałaganić.
Ostatnimi czasy moje domowe czynności ograniczały się ściśle do robienia
wielkiego niczego. Nastawiłam może dwa prania, zmyłam stół i blat kuchenny, bo
przecież nie sposób jeść na stole ubabranym twarożkiem z zawartością o składzie
zwiotczałego szczypiorku, zmyłam podłogę w sieni, bo zabłociłam i ugotowałam
obiad. Słownie: raz. Raz jadłyśmy z Mańką na mieście, a raz ja pracowałam do
późna, a ona zorganizowała sobie jakąś imprezę i kogoś tam znajomego, dlatego
problem piątkowego obiadu sam się rozwiązał. A upranego prania nawet nie
zdążyłam, a może po prostu nie miała najmniejszej ochoty, wyprasować. Czasem myślę
sobie, ze pewnego pięknego dnia, kiedy już wywalą Naczelnego, a ja dostanę
jakąś niepowtarzalną szansę od cholernego losu i wygram jakieś pięć milionów, i
kupię sobie na własną własność tę naszą redakcję, zatrudnię sobie kuchareczkę,
która bez mrugnięcia okiem będzie mi codziennie przygotowywać wspaniałe obiadki
o smaku i aromacie określonym w przepisie, a nie jak w moich – różnym.
Zatrudnię sobie też sprzątaczkę, która będzie dbała, aby mój kochany domeczek
pozostawał zawsze w przyzwoitej czystości, a pralkę, deskę po prasowania i
żelazko wyrzucę przez okno pralni i zasypię proszkiem do kolorów. Brudne
ubrania będę wtedy nosić do pralni. Takim sposobem pozbędę się domowych
kłopotów i prac znienawidzonych, czym na pewno poprawię sobie samopoczucie i
wyprawię depresję na daleką wycieczkę po świecie. Kiedyś jednak, kiedy będę
naprawdę w wyśmienitym nastroju, usiądę i postaram się ułożyć wstępny kosztorys
takiego wydatku na wypadek, gdyby moje marzenia nie spełniły się w najlepszym
kształcie i na przykład wygrana wystarczyłaby jedynie na wykup większości
udziałów w agencji...Na razie zamierzam wypić mocną kawę, zapomnieć o Naczelnym
i zabrać się nareszcie do tego
poważnego, analitycznego artykułu o dojrzewaniu młodzieży, który to jak zwykle
od samego początku jest na wczoraj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz